Jako dzieci – moi znajomi i ja – mieliśmy swoje własne krainy – domek z gałęzi i liści, który za kilka dni dorośli zniszczyli, bo nie wolno tak się budować. A co z opłatą za placowe?… a tam w nocy siedzą pijacy i mają melinę… bo jest nabałaganione… Przenieśliśmy się gdzieś indziej. Z nowymi pomysłami.
Mieliśmy też własne przysięgi, jednodniowe kluby, wymyślone historie okraszone fantazją i lekko sobie traktujące prawdę. Mieliśmy też marzenia. I głupie pomysły. Byliśmy razem. Nikt z nas nie pomyślał wtedy, że za kilka lat zaczniemy osądzać i oceniać innych – takich jak my.
A przecież kiedyś… przecież najpierw wszyscy byliśmy przede wszystkim po prostu LUDŹMI, a dopiero później różniliśmy się. To jednak nam nie przeszkadzało, żeby ze sobą być. Żeby być razem. Choć na chwilę, choćby do chwili pożegnania się i zamknięcia drzwi domu.
# Zaraza i miłość
Bo ludzie są dobrzy. Czasem zdarzało mi się bronić tej tezy w rozmowach. Tylko że to nie ja zacząłem, ale Bułhakow w swej najsłynniejszej książce. Mimo tego na świecie są wojny, gwałty, zabójstwa i przemoc. Jeden człowiek odbiera życie drugiemu – takiemu samemu – człowiekowi.
Obaj przyszli na świat, spotkali innych ludzi, otrzymali jakieś wychowanie. Mają swoje historie, rodzinę, kogoś bliskiego, pewien bagaż doświadczeń i wspomnień. Obaj są śmiertelni i kiedyś umrą. Jedni w sposób naturalny, a drudzy z czyjejś ręki.
Świat jest chyba pożerany przez raka. Nowotwór wyjada mu i serce i rozum. Zabija nas brak czułości. Nie widzimy ludzi a zwierzęta, podludzi, paszę dla urojonych ideologii i jej wykonawców.
Fajnie by było, gdyby w człowieku widziano człowieka. Nie żeby to była jakaś utopia, wymysł, marzenie, albo luźna myśl z okazji nadchodzącej demencji. Fajnie, gdyby w drugim człowieku rozpoznać kogoś podobnego do siebie: wpatrzyć mu się w oczy, pomyśleć o jego rodzicach (bo ktoś mu przecież życie dał), może o siostrze lub bracie, albo też o takim naprawdę serdecznym przyjacielu. Nawet jeśli ten człowiek cierpi przez kogoś i dlatego jest zgorzkniały lub swój ból przekazuje przez złość.
Zamiast jakiejś tam statystyki zobaczyć innych ludzi – bardzo konkretnych, indywidualnych.
To chyba działa. Bo od niedawna gdy ktoś mnie irytuje, to tak sobie myślę, że jest wokół niego taka grupa ludzi, która tego człowieka kocha, bezgranicznie mu wybacza z tej miłości, i którą w ogóle on nie irytuje. Wyobrażam sobie kogoś bliskiego mi i stawiam go w tej sytuacji. Potrafię mu wybaczyć, bo jest dla mnie osobą naprawdę bliską.
# Nie chcę się bać
Tak, wiem – świat nie jest taki piękny i dobry. To, że ja ustąpię nie znaczy, że od razu cokolwiek tu się zmieni. Choć może? Choć może życie jednej lub kilku osób?
Chcę zaryzykować i podać dłoń.
Nie wiem, czy coś tracę. Możliwe, że tak. A może prawie pewne, że tak. Ale nie boję się.
Bo wolę być wykorzystany i oszukany, wyciągając dłoń do drugiego człowieka, niż w swojej zapobiegawczości i ostrożności nie zauważyć potrzebującego człowieka, zasłaniając się strachem. Ta postawa nie broni głupoty i nie wskazuje na lenistwo myślowe. Bo myśleć trzeba. Jednak przy możliwych środkach ostrożności i z wiedzą o sytuacji zaryzykować, podając dłoń.
# Dać spać rycerzom
———–
Wykorzystane w tekście zdjęcie podlega darmowej i legalnej licencji CC (Creative Commons) pozwalającej na dowolny użytek i rozpowszechnianie w sieci oddanych do tego użytku materiałów; Zdjęcie na licencji CC pobrano z: http://www.gratisography.com