Gdy czujesz się jak wojownik bez pana, czyli jak śmieć lub nikt

Skazany na hańbę i potępienie, włóczy się bez celu. Lata świetności ma za sobą, teraz jest bezpańskim śmieciem. Czasem może czujesz się jak wojownik bez pana. Wszystko nagle traci sens.

Możesz czuć się, może nawet jesteś – jak ten wojownik bez pana. Żyjesz w nieufności, wobec innych czujesz emocjonalny chłód. Skrzywdzony. Lękasz się bliskości, wywyższasz swoje kompleksy, wypierasz emocje.

Ta siła wewnętrznych zranień jest nie do odparcia.

Jesteś z nią lub nim, choć sprawia ci ból, choć rani cię, choć czujesz się właśnie jak społecznie wykluczony i wyklęty były wojownik.

Walczysz z przeciwnościami, ale dla kogo? Po co?

Samotnie, bo przecież TEN, kto ma zauważyć, nie widzi, zajęty swoimi problemami. Dźwigasz ten trud.

A twój pan, którego jesteś wojownikiem? To może partnerka, która traktuje cię źle, jest zajęta sobą, i tylko potrzebuje ciągłej atencji napędzającej jej poczucie własnej wartości. Może to ktoś, kto jest z tobą dla korzyści i go nie obchodzisz? Może trudny rodzic, który pije i bije, a ty jesteś tylko przy nim po to, by się nie zakrztusił któregoś dnia wymiocinami? Może to ktoś toksyczny, albo ciągle krzyczący na ciebie, gdy pozwalasz swojemu wewnętrznemu dziecku trochę fascynować się światem (ten ktoś każdy twój wyraz radości od razu z metra gasi i ścina, nie wolno ci być spontanicznym).

Często w życiu czujemy się niezrozumiani, samotni, jak wojownik bez pana. Wojownik bez pana to ktoś, kto stracił sens życia, tuła się i włóczy. To ktoś, kto ma puste i wypalone przez troski serce. Ma w głowie lata świetności, teraz jest niewolnikiem, który tyra za kromkę chleba, jest niewolnikiem myśli i wspomnień, kimś zużytym i niepotrzebnym, kto jeszcze tylko czasem przypomina sobie o tym, co było dobrego, o chwilach wzniosłych i czasach honoru.

Dekadenckie nastroje dyktują ci, że możesz zrobić wtedy już tylko jedno…

Każdy z nas trochę jest tym wojownikiem bez pana, każdy nosi jakąś część pustki, która wymaga wypełnienia. Wystarczy chwila, by nawet optymistyczny dzień przypomniał o tym, co nadal kuleje w twoim życiu.

Ci, którzy wrócili do świata po wybudzeniu ze śpiączki mówią, że to dlatego, że coś w nich wołało o życie, że coś ciągnęło do tego świata, że jeszcze widocznie czuli, że coś muszą zrobić. Nie zdawali sobie sprawy z tych pragnień, one jednak gdzieś głęboko w nich siedziały.

Ci, którzy przeżyli śmierć kliniczną, mówią czasem, że otwierają oczy z imieniem męża lub żony, albo dzieci. Że czuli, że mają dla kogo żyć, że wręcz muszą żyć.

Ci, którzy dożyli sędziwego wieku i ciągle się cieszą z życia, choć przecież ostatni z żyjących sięgają jeszcze pamięcią do II wojny światowej, mówią o pasji i ciągle nowych celach życiowych, mają po co żyć, mają cel i misję, które nie pozwalają im się poddać.

To nie są gdybania i wymyślone historie, to postawy ludzi – prawdziwych ludzi.

Ci, co są jeszcze młodzi, załamują się, tracą wiarę w życie i sens. Coraz więcej z tych, których spotkało coś złego, poddaje się. Jako młodzi jesteśmy coraz mniej odporni emocjonalnie.

Może jedynym lekarstwem na to zwątpienie jest ta chęć i ten pęd życia, ta gotowość na nie? Może w każdym z nas, tam gdzieś głęboko, jest ta ochota na życie, którą w sytuacjach granicznych znajdujemy w sobie, a o którą się nie podejrzewaliśmy?

Warto byłoby znaleźć ten ukryty pokład pragnień jak najszybciej.

 

 

Zdjęcie na licencji CC0 pobrane z: www.pexels.com

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *