Czy tworzyć indywidualne ,,wysepki” czy też żyć razem jako generacje/pokolenia?
W najnowszym Tygodniku Powszechnym (nr 31/2024) ukazał się tekst Marcina Napiórkowskiego, którego kojarzę z wielu tekstów poświęconych oddziaływaniu kultury i popkultury na społeczeństwo oraz z tematów socjologiczno-polityczno-otaczających nas. W bieżącym numerze przyjrzał się żyjącym obok siebie pokoleniom, temu co nas różni ale i łączy (link do tekstu na stronie ,,Tygodnika”). Dlaczego o tym wspominam? Łatwiej chyba pisać z pozycji polemizującej, podzielić się własnymi przemyśleniami na dany temat. Tego jednak nie uczynię, bo zgadzam się z autorem tekstu. Autor wspomina o różnicach między poszczególnymi pokoleniami (różnice międzypokoleniowe zaostrzają się, ale doszły do nich także ,,pokolenia kulturowe”), o wydarzeniach które na ich generacje wpłynęły, ale i o tym jak wyglądają obecne relacje międzypokoleniowe. Przy czym mnie najbardziej interesował wpływ poszczególnych mediów – tych, które akurat pojawiały się w szerszym dostępie ale i wraz z rozwojem technologicznym w momencie narodzin i dojrzewania przedstawicieli każdej generacji.
Dlaczego więc o tym wspominam? Lektura tekstu dra Marcina Napiórkowskiego przypomniała mi o tym, że ten temat był jakoś żywy i na moich blogach, w moich lekturach ale i w doświadczeniach zawodowych czy ,,naukowych” (na jedynej w życiu konferencji naukowej – mojej pierwszej zresztą i ostatniej – badałem odbiór nowych mediów przez dzieciaki z podstawówki). Moje poglądy na generacje były przez lata odmienne, ale jestem chyba już w tym okresie życia, że już nie widzę ,,pokoleń” jako jakiejś walki niczym oświeceniowcy z romantykami (ciekawe jest to, że później ci romantycy na starość zaczęli walczyć z pozytywistami). I owszem: ,,przemija postać tego świata” wyrywając z kontekstu Św. Pawła z Tarsu, i każde ,,pokolenie” chce bronić swojego ducha, swoich wartości, a młodzi chcą urządzać świat po swojemu (zazwyczaj mechanizm jest podobny: po okresie tradycyjnym i konserwatywnym następuje okres liberalizowania się, aby później powrócić do tego, co odróżnia poprzednie czasy). Nie jest to więc romantyczna lub obecna w teorii literatury walka różnych prądów. Marcin Napiórkowski pokazuje w swym tekście kilka płaszczyzn, na których te różnice się odbywają (zachęcam do lektury tekstu). Jeśli te różnice są, a są, nie są walką, są różnicami. Chciałbym widzieć symbiozę i współpracę. Ale jej pojawienie nie byłoby chyba jakimś cudem i marzeniem, bo jak ludzie chcą to potrafią działać razem (te wspólne relacje nie są czymś odkrywczym, na gruncie codziennego życia, nie zaś na podstawie akademickich badań, były zawsze – brzmi jak truizm, rację bowiem mają i socjologowie oraz badacze np. kultury, mediów, ale i zwykli zjadacze chleba, którzy w tym życiu społecznym aktywnie uczestniczą; moje myślenie przez lata się zmieniało, w miejsce ,,walki” zacząłem chyba bardziej tę współpracę pokoleniową dostrzegać).
Spisani na straty
Pamiętam mój artykuł z 2013 roku, nosił szumny tytuł: Młodzi, gniewni, bezużyteczni i zbyt pewni? Dotyczył właśnie pokolenia Y. Był lipiec, wakacje, okres mojego intensywnego oglądania po raz pierwszy w życiu serialu Mad Men a więc narracji o amerykańskim śnie, fascynującym świecie reklamy, ale i gorzkiej opowieści o życiu i trudnej drodze do spełniania tego ,,snu”, który momentami wyglądał jak koszmar. Przeczytałem wtedy w Polityce tekst o młodych, o tym że to pokolenie indywidualistów, testomanii i eksperymentów. Były tam takie słowa:
,,Ci młodzi, z pokolenia wiecznej poczekalni, pechowo trafili akurat na początki eksperymentów z gimnazjami oraz testomanię. Zdaniem specjalistów od edukacji przećwiczyli na sobie wszelkie plagi i wyszli ze szkół okaleczeni społecznie. W tym systemie nie mieli gdzie ćwiczyć podstawowych umiejętności współpracy, działania w grupie, niesztampowego myślenia, krytycyzmu. Zakuwali i uczyli się pisać wypracowania <<pod klucz>>. Potem nowa rynkowa rzeczywistość stworzyła dla pokolenia Y (tak socjologowie określają urodzonych między 1985 a 1995 r.) oszukańcze studia. Nabrały się na to nie tylko igreki, ale i ich rodzice, pokolenie X” (Agnieszka Sowa, ,,Oszukani dwudziestolatkowie”, Polityka, nr 28/2013).
Przyszło do mnie wtedy wkurzenie. Młodzieńcze zdenerwowanie, wyklikałem spory tekst. Chyba najbardziej mnie oburzyło wtedy to określenie ,,okaleczenie społeczne”.
Po latach, gdy młodość przeminęła tak jakby (no dobra, upłynęło tylko i przeminęło z wiatrem tylko/aż 11 lat) stałem się krytyczniejszy i może teraz już tak ostro bym nie walczył publicystycznie (czy jednak wtedy się myliłem? mam obecnie podobne zdanie, ale środki reakcji obecnie mam nie od razu publicystyczne). Bo z tym cytatem poniekąd się zgadzam (ale tylko poniekąd, bo nadal uważam podobne słowa za zbyteczną i w gruncie rzeczy krzywdzącą generalizację). Widzę to jako: testomanię, eksperymenty edukacyjne, do tego ,,produkowanie” ucznia wg standardów ,,modelu pruskiego” edukacji – modelu sprzed 200 lat, ,,produkowanie” ucznia jak produkowanie na taśmie produkcyjnej setek i tysięcy jednakowych towarów (pisał o tym w jednej z książek Mikołaj Marcela, który próbuje aktywizować rodziców i nauczycieli do tego, by inspirowali i wspierali uczniów, nie ,,ciosali”, że takiej metafory użyję, z nich jednakowych rzeźb). Może więc ten ,,indywidualizm” pokolenia Y to jakaś funkcja obronna przed byciem kolejnym idealnym wytworem państwowej szkoły, która ma wyprodukować idealnego obywatela?
Przy czym krytykowane pokolenie Y nie daje sobie w kaszę dmuchać, ma bardzo trzeźwe i realne spojrzenie na świat. Nie daje sobą manipulować, bo rozgryza bez problemu wszelkie próby oszustwa (są łącznikiem między pokoleniem telewizji a pokoleniem, które już urodziło się ze smartfonem w ręce, ,,igreki” bowiem w większości urodziły się w świecie bez komputera w każdym domu, a więc jeszcze w świecie analogowym, później przypadł rozwój technologii, gier, laptopów, smartfonów itd., nie są więc podatni na wszelkie oszustwa sieciowe, na kreację rzeczywistości, są jakby w matrixie i jakby poza nim: znają świat cyfrowy i świat analogowy, i w obu potrafią się poruszać bez problemu). Nie dają sobą manipulować i to po tym, jak nie mieli edukacji medialnej w szkołach. Oczywiście ja tu teraz też generalizuję, bo zawsze jest jakiś odsetek osób, które nie potrafią się poruszać w obu tych światach, które są podatne na manipulację, które coś tam. Nie jesteśmy identyczni, zawsze jest jakiś procent różnorodności. Piszę tu o większym obrazie. ,,Igreki” są elastyczne, szybko się adaptują, są ambitne i zaradne. Choć mają swoje wady, to oczywiste.
Igrek – dobrY obYwatel, dobrY wYborca?
Z tematem pokoleniowym mierzyłem się również kilka lat później. W kontekście wyborów prezydenckich z 2015 roku pisałem o pokoleniu Y i jego decyzjach wyborczych w listopadzie właśnie 2015 roku. Zawarłem tam mnóstwo sentymentalnych obrazów ,,igreków” a więc i mojego pokolenia: obraz żetonów w chipsach, blokowisk, pierwszej elektroniki i empetrójek ze specjalnego odtwarzacza. Ale jak te sentymenty miały się do wyboru głowy w końcu państwa? Bardzo polecam tamten tekst Dorosłe dzieci mają żal. Co się stało z tamtym duchem?
Mówiąc o ,,igrekach” cytowałem wówczas duet, na który składają się Joeri Van den Bergh i Mattias Behrer, autorzy Jak kreować marki, które pokocha pokolenie Y (to oni pisali o tym, że igreki nie dają sobą manipulować i są pewni siebie). Określają tę grupę następująco:
,,dzieciom kształtującym generację Y nieustannie powtarzano, że każda decyzja jest równie ważna. Dorośli brali pod uwagę ich zdanie w niemal każdej dyskusji i pozwolili im swobodnie się rozwijać (…) są zdecydowanie bardziej krytyczni i cyniczni od swoich poprzedników. Trudniej jest ich również czymkolwiek zaskoczyć (…). Kiedy tylko przychodzi im do głowy jakiś pomysł, natychmiast chcą go zrealizować”.
Jest to dosyć idealny obraz, bo do naszego kraju mam wrażenie, że trochę te treści wolniej docierały (z powodu choćby okresu PRL, który blokował wiele i materiałów, i wytworów kultury z zachodu), ale lata 90. wiele tych rzeczy nadrobiły.
Post factum
Ten krótki tekst, taki osobisty bo to przecież blog, kończy się tym, że taka intelektualna ,,walka”, chęć zaakcentowania swojej obecności, swojego ,,ducha czasu”, swojej młodości jest ważna, jest ona też twórcza (bo kim jest geniusz? Tym, który nie wiedział ,,że się nie da” i coś wynalazł). Spory potrafią być konstruktywne. To jest też opowieść o tym, że będziemy się różnić między sobą (a kiedyś wielu z tych, którzy chcieli być w przyszłości ,,inni niż ci dorośli” staje się podobnymi). To też opowieść o tym, że nasze poglądy z biegiem lat zmieniają się, że one też ewoluują. To wreszcie opowieść o tym, że może zamiast walczyć ze sobą warto współpracować, traktować siebie jako jedność nie jak zwalczające się plemiona. Ci ,,boomerzy” mogą wiele nauczyć ,,igreki”, ,,zetki” i innych, i odwrotnie: nie tylko ,,śmigania” po wirtualnym świecie, ale najlepszym przecież nauczycielem poczucia własnej wartości i radości z życia jest dziecko, które intuicyjnie czuje, że jest ważne, że cenne, że nie ma kompleksów i że nie istnieje niemożliwe. Wsparciem dla wielu dzieciaków, których rodzice są aktywni zawodowo, są babcie i dziadkowie, to więc przykład na to, że współpraca międzypokoleniowa jest możliwa. Do względów socjologicznych i by zrozumieć mocne strony i te słabsze poszczególnych generacji taki podział na ,,pokolenie” takie czy inne jest pomocny (choćby z powodu odnotowania ważnych wydarzeń historycznych czy medialnych na cechy charakteru i życie poszczególnych pokoleń-roczników), ale w innych sferach życia, niż te akademickie próby opisu społeczeństwa, tworzy ,,wysepki” na których możemy żyć osobno, zamiast w grupie. A siła jest w… grupie!
Photo by Eleanor Gwen Stewart: https://www.pexels.com/photo/people-walking-1766696/