Śląsk. Jakiś? – „Kajś” Zbigniewa Rokity [recenzja]

Piszę tytuł tej książki – „Kajś”, autokorekta poprawia na słowo „jakiś”. Lepszego przykładu na to, o czym jest książka Zbigniewa Rokity, nie mógłbym wymyśleć. Bo z językiem śląskim, bo z postrzeganiem Śląska tak jest: poprawianie, korygowanie, a najlepiej pominięcie. Już choćby w warstwie języka (a język, jak wszak wiadomo, buduje obraz świata). Między innymi o tym jest znakomity reportaż „Kajś”.

Fascynująca to opowieść ale i trudna ze względu na wskazane tu wydarzenia opowieść o ludziach i miejscach, które są chyba asekuracyjnie pomijane w miejsce zrozumienia. Bo wyłania się z tego reportażu opowieść o tym, że lepiej temu „mainstreamowi” – mediom, władzy tej czy innej, ogólnopolskim historykom (z wyjątkami) nad Śląskiem się nie pochylać, nie próbować rozumieć, poznawać. Zbigniewowi Rokicie nie tylko się chciało, ale i udało, opowiedzieć o Górnym Śląsku, czasem przez pryzmat historii, czasem przez mentalność, przez samopostrzeganie się mieszkańców tych terenów. Jeśli już nawet ktoś myślał, że rozumie Śląsk (a pewnie to nieliczna grupa), ta książka ten obraz zburzy, bo zada sporo pytań i pozostawi je otwartymi, bo to pytania do przepracowania przez chyba nas wszystkich. Gorzkość tej opowieści jednak polega na tym, że te pytania istnieją od dekad, a do głosu nie chce nikt się zgłosić. To opowieść, która snuje się i ciągle wykracza w bok by pokazać jeszcze jakiś trop, jakieś zjawisko. Historia rodzinna jako soczewka przez którą jest pokazana szersza historia tego obszaru, który trudny nawet dla mieszkańców był do sklasyfikowania, opowiedzenia się, sprawiał problemy tożsamościowe. Przebija tu też szczerość autora w kontekście też i własnej historii, ale i wobec Śląska i śląskości w ogóle. Narracja zahacza wielokrotnie o coraz nowsze tematy, rozmówców, od rodzinnego śledztwa autora po nieprzepracowane tematy naszej współczesności, naszej polskości, jak obozy pracy, jak okres II wojny światowej, jak nasze postrzeganie Śląska i śląskości. No właśnie: nasze. Nasze, czyli z podziałem „my – reszta” i „oni”? Czy „nasze” jako „my wszyscy”? Najczęściej ta niewiadoma, niestety, pojawia się już na gruncie języka, a my tu jeszcze mamy coś bardziej namacalnego: tożsamość, geografię, codzienne postrzeganie. Szalenie ważna książka, wydana w 2020 roku i na szczęście doceniona.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *