Teszuwa [opowiadanie]

Jakiś czas temu wpadł mi do głowy pomysł, aby zamieścić tu dwa opowiadania, najczęściej gdy piszę jakąś fikcję nie umieszczam nazw miast, staram się opisywać miejsca charakterystyczne ale bezimienne. Te dwa opowiadania mają jednak charakter Lubelszczyzny. Pierwsze z nich publikuję poniżej. Oba były już obecne w pewnym nieregularniku, wyłączyłem je więc ze zbiorku, który tworzyłem przez minione lata, i który może kiedyś ujrzy światło dzienne. Dziś „Teszuwa” i międzywojenny oraz współczesny Lublin, z urokliwym i tajemniczo artystycznym klimatem kamienic Starego Miasta. Czym jest „teszuwa”? Wyjaśnienie terminu pod tekstem. Wkrótce drugi tekst – już nie Lublin, ale Lubelszczyzna, jak najbardziej już tak.

Teszuwa*

Gdy Anna Piotrowna przeszła przez bramy życia, zakrztusiła się powietrzem, pierwszym oddechem – jej własnym oddechem, któremu nie była potrzebna maszyna. Pierwszym słowem, które pokorna służebnica życia wypowiedziała, było „teszuwa”, kojarzyło jej się ono z niepokojem wzburzonego morza, pustynią i wędrującym ludem, albo z wydmami przesuwanymi przez wiatr z krainy piachu ku dolinie miodem i tłustym mlekiem hojnie obdarzonej. Gdy Anna Piotrowna przeszła przez bramy życia, za słowami w jej głowie szły od razu obrazy.

– Może wystąpić lekki ubytek myślenia, ekspresji emocjonalnej, po takich przeżyciach i po tym, co się stało, to cud, że pani Anna będzie mogła w 95% funkcjonować tak jak poprzednio – profesor nauk medycznych, doktor Soren Nowacki oszacował i podzielił się z bliskimi Anny.

Anna, która przy rozmowie była, słyszała słowa lekarza. Jej wzrok utkwił jednak w czerwonym księżycu, który krwawił na wieczornym niebie. Jej pierwszy wieczór drugiego życia przypadł na to losowe wydarzenie jakim jest ognisty księżyc, anomalia rzadka lecz powtarzalna.

Halinka mająca swoje łóżko w rogu sali recytowała kolejny wiersz: 

Niczego nie żałuję

poza wieloma błędami, rzecz jasna

niczego w życiu nie żałuję

żadnego z wyborów 

I tej sinusoidy tylko trochę 

tych wyborów świata ponad relacje z bliskimi

Halinka była grafomanką, w szpitalu mówili na nią Wolwa na cześć mitycznej wieszczki, która otwiera „Eddę Poetycką”. Swój proroczy dar, ubierany w wersy i strofy, nabyła podczas ataku padaczki. Uderzyła głową o drewniany element wersalki, wtedy zaczęła widzieć coś, co nazywała „rozdarciem cywilizacji”.

– Inny świat już istniał – powtarzała często. – Ja sklejam te resztki rzeczywistości z okruchów istnienia. Inny świat już istniał, wierzono wtedy w ten drugi świat, a potem przecięcie pępowiny i ta obłudna nadzieja, i ta święta niepewność, że istnieje drugie życie. Opus post-humanistyczne, sinusoida lęków i niepewności.

Halinka zalała się łzami, zaczęła coraz ciszej kończyć dzisiejszą wieszczbę: 

W głowie poeci od serca:

Poświatowska, Bursa

A we mnie ból kłujący, duszący, ucisk

pompujący emocje dramat człowieka

Anna spoglądała na krwawiący księżyc, który nie poruszył się ze swojego miejsca choćby o milimetr. Tu obok, o w tej szczelinie pomiędzy tym Tu a Tamtym, słyszała ludzi wokół ale i coś jakby mgłę, która gęstą kurtyną utkaną jakby z pajęczych nici okryła świat. Ponad głosami, a może w ich tle, słyszała jakby muzykę. Muzyka zresztą kojarzyła jej się z dybukiem. Jej prababcia Tabita opowiadała swej córce o pianiście, który mieszkał na Rybnej niedaleko drukarnii, w której drukowano pisany w jidysz tygodnik oraz różnej wielkości modlitewniki. Pianista z Rybnej grał wirtuozersko, jego talent pochodził jakby spoza świata, a muzyka hipnotyzowała bywalców jego lubelskiego salonu, w którym oprócz fortepianu stała niewielka komódka, a na niej kilka książek z manifestacyjnie leżącymi ostatnimi lekturami muzyka: ,,Janem bez Ziemi” od Gebethnera i Wolffa, dwoma tomami ,,W zaklętem zamczysku” Łady – prezent zdobyty w 1925 z ,,Księgarnii Polskiej na Śląsku” i rok starsza ,,Kuźnia” Choynowskiego, intelektualną podróż po komodzie kończył Herman Skolaster ,,W pętach guślarzy”, przełożył z niemieckiego Aleksander Grott, Warszawskie wydanie Księgarnii ,,Polak-Katolik” z 1928 ze statkiem na okładce i przyciętym w połowie nazwiskiem autora, aby naklejona na okładce tytułowa strona zmieściła się na tym niewielkim formacie. Poza powieściami przygodowymi i romansami, wnętrze salonu zdobiły bezwartościowe landszafty i zakurzone, od wieków niezmieniane zasłony sięgające do podłogi i ledwo trzymające się karnisza, maskujące zawieszone pod spodem pożółkłe od dymu papierosowego firanki.

– Był to dziwny człowiek, który posiadał ogromny talent, ale nie był znany szerszemu gronu – opowiadała swej córce Tabita. – Podobno talent swój zawdzięczał dybukowi, który przejął nad nim władzę. Gdy zasiadał do klawiatury, grał w szaleńczym tempie i jakby za chwilę miał skończyć się świat, a on sam miał za chwilę zderzyć się z tą cienką ścianą, za którą jest wieczność albo nic, i przed uderzeniem w którą nie czuł strachu lub niepewności ale żywą, ponadludzką ciekawość, by zatracić się w niej i uczestniczyć w tej wieczności albo nicości bez końca.

Prababcia Tabita opowiadała też o Jakubie Izaaku tu –  z Lublina – zwanym Widzącym, który nauki pobierał u Elimelecha z Leżajska podobnie jak obeznany w kabale Magid z Kozienic. Tabita poślubiła Karla Munderlicha, byli szczęśliwym małżeństwem aż do 2.09.1939 roku, gdy zatrzęsło się niebo i pociski spadły najpierw na fabrykę samolotów, a także na znajdujące się obok niej kartofliska. Bawił się w nich Beniamin – malutki syn Tabity i Karla, tego dnia już nie wrócił do domu. Serce Tabity wtedy zamilkło. I choć słowa przechodziły przez jej usta, coś w niej zgasło już do końca życia, coś zaniemówiło i odebrało radość tej części człowieka, która wyśpiewuje w duszy pieśń do dźwięków cytry i harfy, nim ta radosna dusza zejdzie do Szeolu.

Świat Anny był złożony z tych opowieści prababci Tabity, babci Zofii i matki – profesor teologii chrześcijańskiej, specjalność: patrologia. Anna była kolejną opiekunką historii miejsc i ludzi, powierniczką ich oddzielonych od ciała dusz. 

Muzyka, którą słyszała Anna, nim przeszła przez bramy życia, nie pozostawiała złudzeń: pochodziła spoza świata. Choć próbujemy ją nazwać, określić, rozłożyć na części i stopniowo je składać, muzyka zawsze pochodzi spoza świata. Nawet sam muzyk, który ją wykonuje, nie jest w stanie powiedzieć, z którego fragmentu Wszechświata ona pochodzi (i czy nie ociera się o któryś ze światów równoległych). Była tak niezrozumiała jak życie. I jak powrót Anny do tego Teraz, które wymknęło się tej niewielkiej szczelinie pomiędzy Tam a Tu.

– Pani Anno, teraz zaświecę pani delikatnie w oczy, proszę nie mrugać, sprawdzę źrenice. Idealnie, już. A teraz proszę prawą dłonią ścisnąć jak najmocniej moją dłoń. Ok. Teraz druga ręka. Idealnie. Już, już, jeszcze chwilka. Proszę poruszyć palcami u stopy, teraz całą stopą. Idealnie. Jeszcze druga noga i powoli przestaję panią męczyć. Czy czuje pani jakikolwiek  ból, nawet lekki?

Anna wpatrywała się w czerwony księżyc, który, słowo daje, jakby się przesunął na niebie. Pomyślała, że doktor Soren w gruncie rzeczy musi być dyletantem, że całe to badanie, ten spektakl, który nad nią odgrywa, że to nie jest potrzebne, że to jakby błądzenie wynikające z niewiedzy, że to próba robienia czegokolwiek tylko po to, aby cokolwiek robić i wpisać w kartę. To niepotrzebne. Ale to wynik lęku i strachu doktora przed tym, skąd Anna wróciła. To próba oswojenia myśli, że jako nieliczna była tam, gdzie ani doktor Soren nie był ani wielu innych, że była tam, gdzie było jakby pusto ale też jakby tak samo jak tu, inaczej a zarazem zwyczajnie. I skąd nie pamięta niczego, poza kilkoma obrazami i dźwiękami: odgłosami stamtąd i rozmowami ludzi nad jej łóżkiem i nad nią. Anna widziała ludzi jakby cienie, nad ich głowami była mgła: ta apostrofa jesieni gdy parująca poranna rosa zostaje zatrzymana przez utkane z pajęczych nici zasłony ponad głowami ludzkimi. Oprócz niej to samo może przeżyła ta Halinka, która uderzyła o łóżko głową podczas ataku choroby, i która samotność oswaja tymi prostymi rymowankami lub zbitką rytmu i rymu pozbawioną wersów. Może jeszcze kilku innych pacjentów tego lub innego szpitala, pacjentów przeszłych i tych, którzy się narodzą, jeśli świat wcześniej się nie skończy.

– Pani Anno, czy słyszy mnie pani? – kończąc badanie, zupełnie bez sensu i bez potrzeby spytał Soren, jakby sprawdzając, czy to jemu całe to wybudzenie Anny się nie przyśniło.

– Tak, panie doktorze – z rezygnacją, ale jednocześnie zmęczona całym tym dniem powiedziała Anna. – Panie doktorze, jaki piękny jest ten księżyc, w dzieciństwie sobie wyobrażałam, że wody Morza Czerwonego wyglądają jak on. 

– Imponujący, pani Anno… – rozpoczął ten gaduła Soren, i opowiadał w najlepsze, ale Anna go już nie słuchała. Pod nosem mówiła sama do siebie:

– Dla takiego księżyca… – z trudem, zmęczona, powiedziała. Resztę nie wiedziała, czy mówi, czy myśli, czy też czy słyszy w swojej głowie. W tym stanie nie mówienia a być może monologu myśli, kontynuowała: ,,dla takiego księżyca, dla takiego życia warto żyć, warto oddawać się pamięci i wspomnieniom o świecie, który już nie istnieje, i który był piękny ale czasem sprawiał, że dusza i serce zamilkły już na wieki przytłoczone żalem i bólem. Warto oddawać się pasji o przynależność do której posądzą cię o opętanie lub kontakt z zaświatami, warto…

– Przeżyłam – powiedziała na głos Anna. Doktor Soren spojrzał na nią z towarzyszącym mu od kilku godzin niedowierzaniem i poczuciem otarcia się o cud, ale i ze swoją lekarską rutyną, która podpowiadała mu, że już wiele widział w swej karierze, a wszystko na świecie można wytłumaczyć w sposób namacalny, odrzucając metafizykę.

– Tak, pani Anno, jest pani z nami.

– Przeżyłam…przeszłam… Morze Czerwone… Przeszłam. – wypowiadała powoli Anna, tylko kilka słów, ale z determinacją, by zabrzmiały wszystkie. – Przeszłam. Teszuwa. 

*[Teszuwa] ,,W tradycji żydowskiej pokuta, skrucha i decyzja o naprawie nazywana jest <<teszuwa>>, hebrajskim słowem tłumaczonym jako <<powrót>>. Jednym z hebrajskich słów oznaczających grzech jest <<chet>>, co po hebrajsku oznacza <<zboczyć z drogi>>. Zatem idea pokuty w myśli żydowskiej jest powrotem na ścieżkę prawości. Powrócić do prawości, czyli dokonać teszuwy można w każdej chwili, ale okres świąteczny, a zwłaszcza Jom Kippur, uważany jest za szczególnie pomyślny czas na to” (źródło: https://chabad.org.pl/teszuwa/)

Fot. www.pexels.com

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *