Historia zna okresy zmierzchu jednych idei na rzecz innych, wszelkie kryzysy wartości, dekadentyzm, teizm czy zwrot ku gnozie, epoki kultu rozumu ponad metafizykę, słynna „sinusoida Krzyżanowskiego” obrazuje ten dualizm czlowieka: po kulcie rozumu i ciała następował zwrot ku duchowości, religii, Bogu.
Ta periodyzacja nijak się ma do okresu, który w historii literatury nazywamy „współczesnością” (mam cichy podszept umysłu, że nasze czasy ktoś w przyszłości podzieli na minimum dwie epoki; choć pewnie już te próby opisu czasów „naszych” istnieją). Idee upadają i powstają, czasem popadają w zapomnienie na wieki, czasem wracają. Czy jednak chrześcijaństwo – jako „cywilizacja” ale i „świat” jest w przededniu końca? W mojej głowie pojawiają się skojarzenia, gdy o tym myślę: kryzys intelektualny (teologiczny, filozoficzny, moralny ludzi Kościoła – nie wszystkich, ale jednak), skandale, popularny dyskurs medialny. Żeby to naprawić trzeba przyznać się do błędu i zacząć uzdrawiać, bo chrześcijaństwo to też wiara w transcendencję, moralny sposób życia ukierunkowany na dobro, ludzie Kościoła to także niemedialna strona: hospicja, domy dziecka, misje, pomoc, ale i sposób życia świeckich. Misję pokazania problemów chrześcijaństwa podjęła francuska filozof Chantal Delsol. Rozpoczyna swój wywód od tego, że trwający wieki obraz świata chrześcijańskiego odchodzi, idzie za tym zwrot ku pogaństwie (moje własne obserwacje wskazują na to, że od połowy XX wieku widać wpływ choćby idei New Age ale i wielu mocno spersonalizowanych „duchowości”, idei się przeplatających), także w obrębie samego katolicyzmu następuje „protestantyzacja” dogmatów, tradycji. Delsol w swej pracy jest surowa, z jej słowami „w dialog” wchodzi ks.dr hab. Robert J. Woźniak we wstępie do książki (dla mnie to była rozkosz dla mózgu, że wydawca potrafi stworzyć przestrzeń do starcia idei dwóch osób: autora i osoby piszącej wstęp; wiem że to nie novum ale jest tego niewiele chyba). CD. Gorzka pigułka, ale mogąca uleczyć, dlatego moje połączenia neuronowe od początku zapragnęły tę książkę czytać kolejne razy a myślę, że musi ją przeczytać każdy: i świecki i obowiązkowo duchowny. Błagam księży, publicystów katolickich, osoby ten światopogląd kształtujące: mniej tiktoków i rolek róbcie a wygłaszajcie mądre kazania, mądre i intelektualne treści przekazujcie, tak jak często to czynicie lub próbujecie.
Ale do Delsol jeszcze raz. Jest stanowcza i radykalna w ocenie, może można uznać, że to nie „agonia” chrześcijaństwa, jak pisze, ale może to kryzys. Ale przecież nie zaszkodzi chcieć coś zrobić. I tak może, słuchając jej, można nie bać się nowoczesności, skoro Sobór Watykański potrafił powstać na zmianie myślenia (autorka o tym pójściu Kościoła za nowoczesnością pisze) a jednocześnie przestrzega przed porzuceniem doktryny – tego co najważniejsze. Delsol jest jak prorokini, a proroków w swoim mieście się nie lubi (nawet jeśli to „miasto” przenosi się na cały świat), recepcja jej książki okazała się w Polsce jednak pozytywna. Nawet jeśli komuś nie zależy na książce o chrześcijaństwie to ma tu nieprawdopodobną okazję skosztowania erudycyjnej i intelektualnej, francuskiej filozofii. Mój Boże, tego szukam u Tischnera i Kołakowskiego, to dlatego też czytam Camusa, choć nie muszę się z nim zgadzać. Pisarka inspiruje do zatrzymania się i spojrzenia na to, co się dzieje: zmiana znaczeń, zjawisk, dla mnie to jest książka o kryzysie kultury europejskiej, moralności, tych aksjomatów, które były dla nas busolą, wyznaczały kierunek. Dekadenci chyba wszystkich czasów to mówili, tylko że obecnie nie jest to jedynie kulturowy topos. A więc prawdziwy kres? Daleki jestem od wszelkich radykalizmów, bo wierzę w świat mający odcienie a nie jedynie czerń lub biel. Ale trudno w wielu miejscach było mi nie przyznać racji autorce. Naprawdę trudno.