
Dzisiejsza Liturgia Słowa daje nam 3 bohaterów, których łączy jeden mianownik. Ale po kolei. Spotykamy Izajasza, Pawła, Piotra w Ewangelii wg Łukasza.
Najpierw Izajasz. Prorok ma widzenie, oto widzi Boga w otoczeniu m.in. Serafinów, ci wołają: „Święty, Święty, Święty”. I tu takie wtrącenie. W języku hebrajskim nie ma stopniowania przymiotników, tym „stopniem wyższym” jest powtórzenie podwójne, widzimy to np. w przypadku księgi „Pieśń nad Pieśniami” a więc są sobie pieśni i są piękne, ale ta konkretna jest pieśnią „pieśniejszą”, taką na wyższym poziomie, pieśnią jakby lepszą niż pieśń, to „Pieśń Pieśni”, czyli taka doskonała (mówi bowiem o miłości Oblubieńca i Oblubienicy – w sensie dosłownym to opowieść o przepięknej i doskonałej miłości, takiej „matrycy”, wzorze, wręcz kanonie. W drugim znaczeniu o miłości Oblubieńca (Boga Jahwe) do Oblubienicy – Izraela czyli Narodu Wybranego. W wypełnionym Objawieniu przez Wcielenie oraz Zmartwychwstanie Chrystusa to już jest opis miłości i relacji Chrystusa (Oblubieniec) do całego Kościoła (Oblubienica). Narodem Wybranym od 2000 lat jesteśmy my wszyscy jako chrześcijanie, my już nie czekamy na Mesjasza, bo On przyszedł i teraz czekamy już na powtórne przyjście czyli Paruzję. Ale wracając do Izajasza. Jak cos jest doskonałe to jest podwójnie w języku hebrajskim powtórzone. Ale Bóg jest najdoskonalszy, tak doskonały że to nie ogarnione, więc jest nie „Święty”, nie „Święty Święty” ale wręcz: „Święty Święty Święty”, po trzykroć Święty. Swoją drogą to ten Hymn jest fragmentem mszy świętej, to jest ten moment mszy gdy w tej konkretnej sekundzie otwiera się niebo, kapłan i ludzie w tym momencie śpiewają „na żywo” Bogu w jednym momencie ten hymn. Wiedziałeś o tym, że to nie jest kolejna „piosenka” na mszy ale coś takiego? W jednej chwili w pełnej synchronizacji śpiewasz z Serafinami Bogu cześć. Ciarki. Na mszy wszystko ma swoje miejsce i znaczenie, msza to jak się ją poczuje to są ciarki. Bo za chwilę kapłan wzywa Ducha Świętego a Ten czyni chleb i wino Ciałem i Krwią przez ręce kapłańskie. A czemu ja taki niegodny mam śpiewać z Serafinami, aniołami i archaniołami. Mój Boże! Popatrz na Michała Archanioła z tym mieczem i w zbroi i na mnie. Gdzie mnie tam do niego? A jednak podczas tego Hymnu na mszy mój fałszujący śpiewo-zaryk i jego głos archanielski w jednej melodii upadają przed Bogiem. Na żywo w pełnej transmisji ziemsko-niebiańsko-online a jednak tu i teraz jak podczas koncertu na największym stadionie wszechświata.
Dlaczego ja? To samo mówi Izajasz. Ale przypatrzmy się. Izajasz mówi: „Biada mi! Jestem zgubiony! Wszak jestem mężem o nieczystych wargach i mieszkam pośród ludu o nieczystych wargach, a oczy moje oglądały Króla, Pana Zastępów!”. Izajasz mówi 5 rzeczy dla nas mega ważnych.
Po pierwsze: w obliczu Boga czuje się nieczysty, niegodzien. Wielu z nas ma ochotę przed Bogiem schować się w krzaki jak Adam w Ogrodzie Eden lub jak Jonasz, który schował się na dnie statku bo może go Bóg tam nie znajdzie. Tylko że Bóg obu znalazł. Uświadamiając sobie nasz grzech w pewnej pysze możemy powiedzieć: „jestem zły, nie jestem godny miłości Boga, weź mnie Panie odrzuć”. Może się to wydać pokorą. Ale to jest pycha. Pychą jest mówić, że jestem tak zły że wręcz błagam Boga o odrzucenie. Bo Bóg nikogo nie odrzuca. I wiedząc to trzeba podjąć decyzję: „ok, kochasz mnie to przepraszam, to wyznam Ci mój grzech, naprawię krzywdy i już zaczynam żyć dobrze i nie grzeszyć”. Będą upadki. Ale chodzi teraz o postawę serca, o wybór. Teraz. Nie z myślą, co było. Nie z myślą, że może upadnę za tydzień lub jutro. Nie. Teraz! Pychą jest mówić Bogu, że jestem brudny i ciągle wystawiać Go na próbę, by mi udowadniał, że jest inaczej. Czasem ktoś mówi: „jestem głupi” po to, by dziesiątki osób przekonywały tego kogoś, że jest inaczej, że się myli, by go chwalili i tym samym karmili próżność tej osoby. Czasem też ktoś czuje się grzeszny i wręcz pragnie odrzucenia Boga tak, że gdy Bóg go nie odrzuca (bo tego nie zrobi tylko czeka na każdego) to człowiek sam odrzuca Boga. Mi to świetnie pokazały powieści Grahama Greene’a. Taki grzech to grzech śmiertelny: rozpacz. Nowy Testament pokazuje (Stary też zresztą) wiele postaci, które upadły: np. apostoł Tomasz wątpi w rany Pana póki ich nie zobaczy (choć to popularna interpretacja, a mnie przekonuje inna w której Tomasz nie jest „niewierny” a wręcz pragmatyczny, racjonalny a mocno wierzący w zmartwychwstanie), św. Piotr się zaparł Jezusa a jednak został papieżem. Dlaczego? Bo nie popadli w rozpacz. Upadłeś? Powstań. Jeden bohater Nowego Testamentu popadł w rozpacz: Judasz. Zdradził Pana i nie czekał na Jego zmartwychwstanie ale poszedł i powiesił się. I w pierwszym czytaniu mamy Izajasza, który zna swą grzeszność. I po pierwsze uznać grzeszność a nie uciec w krzaki jak Adam. Po drugie Izajasz wskazuje najpierw na swoją grzeszność a dopiero potem widzi grzeszność innych. To ważne. Czasem patrzymy na błędy innych by nie dostrzec swoich, by zająć się duszą kogoś innego. Uciekamy od swojej grzeszności gdy może już ją spotkamy, a może uciekamy by jej właśnie nie napotkać. Trzecia rzecz to dostrzec prawdę. Izajasz wie, że żyje wśród ludzi grzecznych. Prawda. Rzecz czwarta to przyjęcie oczyszczenia. Jeden z Serafinów rozgrzanym węglem dotyka ust proroka i go oczyszcza, gładzi jego grzechy. I po piąte Bóg się pyta: „kogo mam posłać? Kto by Nam poszedł?” I prorok mówi: „Oto ja, poślij mnie”. Czyli wie, że jest grzeszny i żyje wśród grzeszników, ale przyjął prawdę o sobie, zna prawdę o świecie i ludziach, przyjmuje oczyszczenie i z chęcią zgłasza się na ochotnika skoro jest robota do zrobienia, pójdzie głosić nawrócenie do tych ludzi. Przyjął dar (oczyszczenie) i idzie go dać innym zamiast ten „talent” zakopać. Swoją drogą to chyba jedno z tych miejsc Starego Testamentu, gdy Jahwe mówi o Trójcy Świętej (oczywiście scena u Abrahama z Przybyszami oraz scena na początku stwarzania świata już mówią o Trójcy, a tu Jahwe używa liczby mnogiej: „kto by Nam poszedł”, wątpię że Jahwe przemawia w liczbie mnogiej o Sobie oraz Serafinach).
Drugi jest św. Paweł w drugim czytaniu. O sobie mówi że jest „poronionym płodem”. Paweł do Koryntian mówi o najważniejszych prawdach wiary – o Ewangelii, śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa, o tym by trwać w tych naukach bo wtedy będą zbawieni. Ciekawy jest kontekst historyczny tego, kim byli Koryntianie wówczas. Potem Paweł opowiada o objawieniach się Chrystusa po zmartwychwstaniu i mówi, jak Izajasz, o sobie jako grzeszniku który poznał Pana i dzięki łasce może Go głosić. Nie dzięki sobie, ale łasce. On jest narzędziem w ręku Boga. I klasycznie dygresja. Łatwo nam się mówi: Paweł mordował chrześcijan i się nawrócił. Minęło niecałe 2000 lat od jego historii, całość nam się utrwaliła. A co by było gdybyś znał jakiegoś mordercę lub złodzieja, który wychodzi z więzienia i nagle któregoś dnia siedzi w twoim kościele w pierwszej ławce a potem idzie do Komunii. Czy w sercu byś go ocenił: „ten morderca i złodziej przyjmuje Komunię? Pewnie świętokradzko. Ciekawe kiedy trafi znowu do paki bo to taki typ śliski i niepewny?”. Czy uwierzyłbyś w to nawrócenie, czy przyjął w sercu że może się nawrócił, wyspowiadał, postanowił poprawę, naprawił krzywdy i nigdy już tego nie zrobi? Tak sobie pomyślałem o Pawle niedawno. Ciekawe jak byśmy go przyjęli dzisiaj, czy byśmy słuchali jego nauk jako pochodzących od Boga czy dalej żyli ocenianiem za dawne życie? Użyłbym słów: „mamy być czujni i ostrożni gdy ktoś mówi, że się nawrócił, nie naiwni”. Ale chrześcijanin to człowiek „naiwny” gdy chodzi o czyjeś nawrócenie. Dlaczego? Bo nie znamy tajemnicy duszy człowieka i tej relacji Boga do tej duszy. My musimy zakładać, że ktoś się nawrócił, nie zakładać że jest nienawrócony. A prawdę poznamy po owocach. Mamy wpatrywać się w owoce, jeśli są: pochodzi to od Boga.
I finał czyli Ewangelia. Powołanie Piotra. Gdy ten łowi mnóstwo ryb na słowa Jezusa, mówi o swej grzeszności, o niegodności. Pięknie o tym mówił na jednej konferencji „Tchnienia” (jest na YouTube) ojciec Adam Szustak, że Piotr się wystraszył, widział bowiem że Jezus to serio Bóg, bo przecież tam nie było ryb, no oni łowili całą noc, a na jedno słowo Jezusa nagle jest obfitość. Piotr widzi, że tu jest potężny Bóg i Piotr widzi, że jest grzesznikiem, staje w prawdzie o sobie.
I tu sobie myślę, że to jest ten wspólny mianownik Izajasza, Pawła, Piotra: przyjąć prawdę o swej grzeszności, przyjąć nawrócenie i pójść za Jezusem swoim życiem i głoszeniem Go. Przyjąć wybaczenie. I czynić dobrze, zmienić swoje życie. Izajasz nie cofnął się ale obiecał posługę. Paweł nie schował się na dnie statku jak Jonasz a Piotr nie wskoczył do wody i nie odpłynął, gdy się przestraszył (Adam uciekł w krzaki, bo może nie miał blisko akwenu), ale „wszedł” w to. Potem na tej drodze jest walka, by po kolejnych upadkach wybierać Pana i nawracanie i przyjmować Jego miłosierdzie, a nie popadać w rozpacz jak Judasz, ale to inna opowieść.
Czytania o których mowa:
I czytanie: Iz 6,1-2A.3-8
II czytanie: 1 Kor 15,1-11
Ewangelia: Łk 5,1-11
Fot. CC0, www.pexels.com, autor: Artem Krapivin; https://www.pexels.com/pl-pl/zdjecie/tropikalny-zachod-slonca-z-latawcem-i-polksiezycem-30594684/