
Bieganie jesienią? Jeśli jeszcze nie zauważyłaś, nie zauważyłaś, to musisz wiedzieć, że jesień coraz bliżej, wcześniej niż jeszcze niedawno robi się ciemniej, poranki również potrafią zaskoczyć ponurością i mgłami, choć dopiero co weszliśmy we wrzesień i póki co są to zmiany dosyć subtelne. Jeśli regularnie biegasz, pewnie niewielką różnicę robią ci te zmiany za oknem, pewnie stopniowo już swoją garderobę sportową zaktualizowałeś, bo tu wleciał dłuższy rękaw, a wtedy były dłuższe spodnie. Ale jeśli bieganie lub sport na zewnątrz odkładałeś na później, czyli na teraz, to może być trudniej zacząć. Zimą to wiadomo, latem też, ale w takim okresie przejściowym jak teraz? To tylko staje się kolejnym argumentem, by nie ćwiczyć. Ale przychodzę z czymś odwrotnym: z kilkoma zachętami by jednak zmotywować się. Do biegania? Myślę o nim i będę mówił o nim, ale wstaw pod nie dowolną aktywność na zewnątrz (ale niektóre zachęty łatwo dopasujesz też do sportu wewnątrz budynku).
Motywacja do biegania jesienią — jak zmotywować się do biegania rano, gdy ciemno i zimno?
Na początek jednak pewna historia z życia wzięta.
Był wtedy wyższy, jak słowo daję. Takie są skutki bycia zmotywowanym
Spotykam kumpla, z którym nie widziałem się od kilku lat. Było to już kawał czasu temu.
Wcześniej to ja motywowałem. A raczej ludzie mi mówili i pisali, że ich motywuję. Trochę mniej regularnie biegałem, bo to był stresujący czas. Praca magisterska, chciałem żeby było perfekcyjnie. Środek czerwca, jeszcze można dodać to, i jeszcze to, i tamto. Godzina na trening? Trochę dużo. A bo jeszcze rozgrzewka, a bo jeszcze to i tamto…a w sumie to… Bo i to musiało być perfekcyjne, zaplanowane na full itd.
Czas, gdy spotkałem kumpla był jeszcze z jednego powodu stresujący. Co dalej z życiem? Różne plany i scenariusze.
– Posłuchaj, najpierw najprostsze potrzeby trzeba zaspokoić, potem te wyższe. Tak to działa. Najpierw jakieś poczucie stabilności, a potem mogę działać – mówię. – Jeszcze magisterka, jeszcze obrona. Jeszcze…
Siedzimy i rozmawiamy. Nagle kumpel mówi:
– Wiesz co, przejdźmy się może, bo chyba cię trzeba zmotywować.
– Wow, urosłeś – mówię do niego. Kiedy widziałem go ostatnio, wydawał mi się niższy. Coś mi się musiało przewidzieć, choć znałem go wtedy 9 lat. Gdy zaczęliśmy rozmawiać, bombardował mnie dobrą energią. Taką na serio, to w nim było, on tym żył. Jego wzrost, słowa, wewnętrzny pokój i ,,ochrzan”, gdy poczuł potrzebę, by mnie zganić. Zobaczyłem go po dłuższym czasie, sporo schudł, regularnie biega, dieta, motywacja do życia.
Zapieram się rękoma i nogami.
– Nie trzeba, zmieńmy tylko ławkę, to lepiej będzie nas łapało słońce.
Każda okazja na suplementację witaminy D jest dobra.
I to chyba wtedy do mnie trafiło, że na chwilę chyba pozwoliłem sobie na demotywację. Że ten obraz samego siebie lekko się przeterminował. A przecież każdy trening dodawał mi sił i energii. Po niektórych miałem ochotę pisać takie teksty a’la Coelho na Facebooku i Instagramie (oczywiście radosne), że by mnie za zakręconego wzięli znajomi. I tylko jakieś pozostałości zdrowego rozsądku, jakiś wewnętrzny cenzor mnie powstrzymywał.
– Kiedy masz obronę? – pytał kolega.
– Początek lipca.
– A ja za 6 dni – mówi i wyciąga kartki do nauki.
To mnie już zbiło z tropu. Miał te same problemy, co ja. Mniej czasu na ich rozwiązanie. Jego szklanka była do połowy pełna. W mojej jeszcze nie było zawartości, mnie już demotywował sam fakt, że ta szklanka tam stała.
Jeśli czytasz ten tekst w tym miejscu, wiesz zapewne, że sport to motywacja, że te hormony, związki, świeże powietrze, satysfakcja, pasja i motywacja – że to wszystko działa. To sprawia, że człowiek kipi energią, ma wewnętrzną siłę. Że wizualnie rośnie (serio, to nie był z mojej strony chwyt retoryczny lub stylistyczny, ten kolega naprawdę był wtedy wyższy!).
Bieganie nie tylko jesienią: misja Motywacja
Bieganie, ale i treningi siłowe. I kiedyś rower, i jakieś inne aktywności – temu wszystkiemu zawdzięczam wiele. Nie tylko to, że sobie uświadamiałem, że mój czarny scenariusz, powstały w głowie, po treningu był tylko kartką papieru, bo aktywność fizyczna pozwala się zdystansować, spojrzeć na temat świeżym spojrzeniem. Niczym więcej. Że wolno mi być słabym, coś zrobić później. Że nie muszę być perfekcyjny. I co potem? I potem okazywało się, że jednak jest druga droga, że ta chora blokada, założona na koła sposobu myślenia, była iluzoryczna.
Aktywność fizyczna ma tę moc. Ona zawsze daje przewagę. Motywacja to nie jakieś chore wymysły hochsztaplerów. Często tak, bo wzięło się za nią kilku ,,magików” codzienności, którzy brylują w mediach. Prawdziwa motywacja to siła do działania, do pokonywania słabości i ograniczeń, szukania alternatywnych dróg, gdy te utarte zawodzą. Ale zanim to nastąpi, to jest to siła, żeby podjąć trud. Gdy przemogłem się i pierwszy raz w życiu, kilka lat temu, wybiegłem przy minusowej temperaturze, nie szukałem wymówek w letnie popołudnie. Gdy pierwszy raz w życiu pobiegłem po nocnej zmianie w pracy, śpiąc kilka godzin i po przebudzeniu wchodząc w ubiór sportowy, nie wmawiałem sobie przy innych okazjach, że może słabiej się czuję, albo że rezygnując z treningu tak naprawdę dbam o własne zdrowie… i w ogóle, że może lepiej nie, bo… no, a jak coś się stanie?…
Gdy już zrobisz coś raz, masz punkt odniesienia na przyszłość. Gdy przeżyjesz kataklizm pracy pewnego dnia, inne nie będą straszne. Gdy masz za sobą mega trudny trening, inne będą lżejsze. Gdy zaliczyłeś najtrudniejszy egzamin w toku studiów, inne to już pikuś.
Punkt odniesienia. Ale i ktoś, kto cię popchnie. Kto cię zmotywuje. Czasem sam o tym nie wie, a działa cuda w twoim życiu. Do treningu po nocnej zmianie popchnął mnie kiedyś kolega z pracy. I porządnie wymęczył, bo on to sprinter, a gdy się spotkaliśmy pierwszy raz, to już na AWF-ie studiował, więc nie było żartów. Obiecałem mu trening, więc nie szukałem wymówek i twardo pokonałem barierę myślenia. A kolejnym motywatorem był dla mnie kumpel, którego regularne treningi tak nakręciły, że na moich oczach rósł. Gdy kilkanaście dni później rozmawialiśmy telefonicznie, to on miał lekki kryzys i ja go motywowałem. Bo widzisz, bo czasem to ty jesteś motywowany, ale i ty możesz stać się motywatorem. Energię możesz czerpać z książek, płyt, filmów, spotkań z innymi ludźmi. Oprócz tych rzeczy, mnie jeszcze motywuje aktywność fizyczna.
Gdy się nie chce. Jak rozpocząć bieganie w chłodniejsze dni
A jak popadniesz w rutynę, i kolejny trening wydaje się tak odległy? Tomek Choiński – trener personalny, w jednym z wywiadów powiedział, że jeśli czuje, że mu ,,się nie chce”, to postanawia zrobić tylko 10-minutowy trening. Okazuje się, że ten czas się przedłuża. Tak działają endorfiny. Tak też działa pokonanie wewnętrznego lenia. Gdy mam kryzys przy pisaniu opowiadań i myśli nie chcą się układać, siadam z zamiarem napisania kilku zdań, które będą tylko szkicem i kolejnego dnia zostaną poprawione. A potem? Szkic jest już pierwszą wersją, i nie jest szkicem, a prawie gotowym tekstem (albo ważną jego częścią). Ta porada sprawdzała się także w moich biegowych treningach, gdy wstawałem po 5:00 i robiłem rozgrzewkę a potem wybiegałem z domu to już miałem dosyć, tak do końca drugiego kilometra wszystko we mnie oskarżało mózg o głupotę i najzwyczajniej w świecie totalnie mi się nie chciało. Później jednak miałem ochotę skręcić i tu, i tu i tam, finalnie robiąc kilkanaście kilometrów. Bo widzisz, bo masz prawo nie mieć ochoty, masz prawo czuć brak motywacji, twoje ciało każdego dnia walczy o przetrwanie, nie dziw się więc, że zużywanie energii na dodatkową aktywność traktuje jak głupotę. Ciało jest mądre, słuchaj jego sygnałów, bo ono pierwsze wskaże ci moment, gdy może potrzeba interwencji, ale pamiętaj też, że ciało będzie dążyło do oszczędzania energii, to jego pragnienie ,,by sobie ułatwić” w końcu przyczyniło się do powstania wielu wynalazków, a i sam mechanizm sięga starożytności, czyli momentu polowań i wędrówek, a nie miejsca w historii świata, gdy dużo siedzisz, masz Netflix i dużo cukru oraz tłuszcze na wyciągnięcie ręki.
W tym wpisie chcę Cię przekonać do aktywności fizycznej a konkretniej to będę mówił o bieganiu, ale tam gdzie słowo ,,bieganie” możesz sobie wstawić np. spacer, marsz, jogging, trucht, chodzenie z kijkami, a może tzw. slow jogging? Oczywiście każda z tych aktywności jest inna, każda ma swoje zalety ale i są tam pewne ograniczenia (bieganie będzie bardzo obciążające dla stawów ale możesz trening wykonać szybko i nawet gdy już będzie szaro za oknem lub ciemno bo pomogą uliczne światła, a na spacer czy kijki musisz poświęcić więcej czasu bo trening trwa dłużej i może to nie będzie po zmroku zbyt bezpieczne; do biegania ubierzesz się lekko do spaceru musisz cieplej itd.) Mówię o biegu bo lubię cardio, a bieg jest dla mnie przyjemniejszy niż skakanie w miejscu i monotonne powtarzanie serii (co też czasem lubię).
Triada (nie tylko jeśli chodzi o bieganie)
Od dłuższego czasu jestem miłośnikiem dwóch ,,trójek”: antycznej triady oraz takiego holistycznego podejścia do człowieka (zresztą cała ta strona jest oparta na takiej ,,filozofii”). Pierwsza ,,trójka” sięga właśnie antyku i skupia się na takim podejściu do człowieka, które skupia się na trzech miejscach: stadionie, świątyni i teatrze. W życiu człowieka, by było to życie pełne i całościowo spełnione, wierzę że te trzy przestrzenie muszą mieć miejsce: aktywność fizyczna i zadbanie o ciało (stadion), kultura i zadbanie o wnętrze, o psychikę, emocje, obcowanie ze sztuką ale i życie we własnej kulturze – to właśnie ów ,,teatr” i coś dla duszy, dla ducha jak powiedzieliby ludzie pobożni czyli wiara, religia, przeżywanie relacji z Bogiem.
Za tą ,,triadą” idzie jeszcze holistyczne, całościowe spojrzenie na człowieka, w którym jest miejsce na symbiozę ciała, psychiki (wnętrza z całym emocjonalnym i psychicznym życiem) oraz ducha czyli tego pierwiastka nadprzyrodzonego. Człowiek to pełnia i całość, o każdą z tych warstw trzeba tak samo dbać, bo zaniedbanie jednej rzutuje na pozostałe (jak będziesz miał silne nogi, ale ciągle będą bolały cię zęby, to cały jesteś obolały). Obie te triady przenikają się. Ale dlaczego o nich? Bo aktywność fizyczna jest ważna by po prostu te przestrzenie wspomóc.
Jesienią biega się lepiej?Drobne zachęty na bieganie
Nie będę tu wspominał o takich oczywistościach jak bycie zdrowym, jak bycie fit i redukcja wagi, jak spalanie kalorii i tym samym jeśli lubisz coś dobrego ale kalorycznego zjeść a masz określone przez dietetyka zapotrzebowanie kaloryczne by osiągnąć swój cel to trening pozwoli ci coś spalić i ewentualnie uzupełnić braki czymś ulubionym przy jednoczesnym zachowaniu w tym przypadku deficytu kalorycznego. W tym punkcie powiem o kilku drobnych zachętach.
– Treningi wpływają na motywację wewnętrzną i zewnętrzną. Gdy uda ci się spełnić swoje postanowienie o byciu aktywnym, masz motywację do kolejnych działań, czujesz też swoją siłę i konsekwencję, dbasz o poczucie własnej wartości i pewności siebie, a na zewnątrz spełniasz swoje postanowienia o byciu szybszym, sprawniejszym, wytrzymalszym, zwinnym, o redukcji tkanki tłuszczowej albo o nabraniu masy mięśniowej, o odpoczynku czy też konsekwencji i wytrwałości w obranych celach.
– Działają na ciebie endorfiny i serotonina, co sprawia, że lepiej i radośniej się czujesz, co przekłada się tym samym na lepsze samopoczucie i nastrój. Tylko uwaga: one uzależniają (a gdy nagle odstawisz aktywność to i nastrój może się chwilowo pogorszyć, sam doświadczałem i też słyszałem od innych)
– Jeśli trenujesz rano to wystawiasz się na światło, wpływasz na lepszy nastrój, masz przed sobą lepszy i bardziej świadomy dzień, światło to twój sprzymierzeniec nie tylko dlatego, że ekspozycja na słońce wpływa na suplementację (naturalną!) witaminy D, ale również na receptory w oczach, które sprawiają, że organizm się rozbudza w swoim idealnym i naturalnym tempie (odkąd to sobie uświadomiłem unikam rano okularów przeciwsłonecznych, wiem że robię to dla siebie, co oczywiście z mojej strony nie jest zachętą by je odrzucić całkiem, bo są sytuacje gdy są potrzebne a nawet konieczne, np. za kierownicą albo w bardzo słoneczne popołudnie gdy chronią oczy, ale mówię tu o poranku gdy światło jest słabsze).
– Gdy biegałem w lipcu po lesie, były jagody i były zające oraz sarny, gdy będziesz siedzieć w domu, nie spotkasz całej tej fauny i flory. To też zachęta 🙂
– Zieleń uspokaja a miasto budzące się lub pokryte wieczorem, sprzyja refleksji
– Tworzysz wspomnienia. Nie żałuję moich biegów za granicą i w różnych miejscach, bieganie było i jest moim sposobem poznawania nowych miejsc, lubię eksplorować nowe miejsca, skręcić tu lub tam. Wiele razy w nowym miejscu spotykałem jakąś przestrzeń, którą normalnie wcześniej poznałem w trakcie treningu, to pozwalało mi się zorientować w przestrzeni, wiedzieć gdzie iść dalej (wiadomo, że trzeba być uważnym by się nie zgubić). Lubię też poznawać puszczę, choć kilka razy się zgubiłem w lesie, ale dzięki pomocy mojego anioła stróża, który naprawdę ma że mną dużo roboty i ja to wiem, jakoś się udawało (ktoś powie: “masz w telefonie GPS”. Odpowiem tylko: “yhy, napewno dobrze mi działa w środku lasu wyznaczanie trasy gdy są miejsca nawet bez zasięgu telefonicznego 😂”). Tym sposobem poznałem też miejsca, które podczas biegu udało się poznać szybciej, niż gdybym spacerował. Choć biegowe dyszki lub dwudziestki kilometrów są wykańczające, nie żałuję żadnego z długich treningów (szczególnie tak zwiedzanej Holandii lub biegu brzegiem Bałtyku). Mam po nich wiele wspomnień, a chyba w tę walutę warto inwestować.
– Wolność. Chyba nie muszę rozwijać i przytaknie mi każdy, kto trenuje. Bieganie daje wolność. Kropka.
– Wyciszenie i relaks
– Wspierasz ciało
– Jeśli rano zrobisz trening to serio pozostaje ci na resztę dnia motywacja do wielu innych może nudnych i trudnych pozornie rzeczy, a ja gdy wrócę rano z treningu a mam wolny dzień, to mi szkoda marnować energii na seriale i leżenie, staram się zrobić coś produktywnego.
– Pomysły. Podczas treningu przychodzi ich mnóstwo, mózg działa wtedy w stanie swobodnego przepływu myśli, odpoczywa i uruchamia inne obszary. Czasem w czasie krótkiego treningu odnajdujesz odpowiedź na pytanie, z którym może chodzisz w głowie od dawna.
– Inna perspektywa. Trochę w nawiązaniu do tego, co przed chwilą. Patrzysz z innej perspektywy, trochę się dystansujesz, zauważasz odpowiedzi.
– Fajne zmęczenie. Ta radość, gdy możesz po treningu odpocząć, zrobić smaczną jajecznicę (bo wiadomo, że białko trzeba uzupełnić), albo wypić kawę na spokojnie.
– Gdy już będzie po, będziesz z siebie dumny po wykonanym treningu
– Poczujesz ciało, świadomość siebie, kształtujesz wytrzymałość
– Sport uczy pokory. Zrozumiałem późno ale ważne, że zrozumiałem. Czasem przychodzi taki moment, że wiesz, że dalszy trening może przynieść kontuzję i zaszkodzić, i choć był zaplanowany konkretny cel to pokornie musisz dla swojego dobra zmienić ten cel. Pokora jest bardzo ważna w życiu, sport jej uczy.
– Czas spędzony ze sobą, taka randka ze sobą, po treningu nie mam ochoty marnować czasu tylko od razu działać (a to też uczy cierpliwości bo dobrze by było i ogarnąć się, i coś zjeść, uzupełnić płyny, i zrobić kilka ćwiczeń rozciągających i uspokajających mięśnie) a najchętniej bym usiadł i już działał, i już tyle rzeczy robił.
– Dwie motywacje, by jednak zacząć. Jeśli nadal cię nie przekonałem, mam jeszcze w zanadrzu dwa sposoby. Po pierwsze: podziel się z kimś swoimi planami treningowymi, opowiadaj o treningach. Jeśli komuś powiesz, że dziś zrobisz trening to trochę głupio będzie dać sobie z nim spokój, zawsze fajnie komuś potem powiedzieć, że się udało (choć wiadomo: robisz to dla siebie, nie dla kogoś albo nie dla publikacji wyniku w sieci, ale jednak taka motywacja też może być cenna). Czasem ktoś współpracuje z trenerem personalnym, wysyła mu swoje wyniki, osiągnięcia, informację zwrotną o tym, że trzyma dietę oraz jakie ma wyniki sportowe. To też motywuje i napędza do działania: to że można z kimś podzielić się tym. Po drugie, choć może zabrzmi to materialistycznie i nie jest wcale najważniejsze, to może kup fajną koszulkę, albo spodnie, albo nowe buty, które będą cię motywować. I ok: wiem, że wiele osób wydaje w styczniu sporo kasy na sprzęt i przestają po pierwszych zajęciach, albo wyrzucają karnet na siłownię, a taka postawa napędza konsumpcjonizm. I wiem, że te gadżety i inne rzeczy nie są najważniejsze (osobiście uważam, że do biegania, jeśli w coś inwestować, to w buty, bluzki i spodnie, bluzy itd. to na początek wystarczą nawet i zwykłe, warto jednak zadbać o stopy a tym samym o: kolana, ścięgna itd.; i to nowe buty, bo buty się dostosowują do konkretnie twojej stopy. Są różne buty, ja nie chcę robić reklam, ale jedna marka ma opatentowane wkładki, normalnie i biegam i chodzę w tej marce i mój kręgosłup dziękuje) ale nowe buty i fajna koszulka, spodnie naprawdę mnie motywują, żeby jednak wyjść skoro już je mam.
Na koniec: bieganie – kocham cię wieczorem, i kocham cię rano. Czyli w końcu kiedy?
Kilka lat temu, Lublin. Wracam z biegu, a tu w parku jednego z osiedli tłumy z psami. Jakiś psi fanklub, czy coś? Na bieżnię przy szkole, na boisku której przed chwilą byłem inni – tak jak ja – przeskakują przez ogrodzenia i zaczynają treningi. Kilka dziewczyn, kilku ,,zawodowców”, ktoś w średnim wieku. Każdy z nich zamknięty w swoim ,,świecie”, obok siebie, a jednak każdy z dala.
Połączyła ich późna pora. Czy więc biegać po zmroku? A podobno to rano najlepiej. No właśnie: kiedy?
Jeśli twoje pobieganie ma mieć wyraz czysto relaksacyjny, rozrywkowy, pora może być dowolna. Jeśli chcesz zrzucić całodzienny stres – wiesz pewnie, kiedy wybiegać. Jeśli zależy ci na rozluźnieniu się przed męczącym i psychicznie angażującym dniem (a jednocześnie, by #endorfinki poprawiły nastrój), wybierzesz poranek. To raczej sytuacja idealistyczna. Dochodzą też względy praktyczne: czas. Jeśli możesz tylko o danej porze, np. rano lub tylko wieczorem, nie masz tu za dużego wyboru. Gdy pracowałem w systemie 3-zmianowym, każde 8 dni wyglądało tak: po kilku ,,jedynkach” były ,,dwójki”, kończące się kilkoma ,,nockami” i dopiero po tym maratonie następowały 2-3 dni wolnego. Organizm rozregulowany, ale chcę skupić się na ,,nockach”. Rano odpada, bo trzeba odespać, a wieczór to już czas pracy. Pozostaje samo południe: okolice 14:00.
To kilka sytuacji, gdy na ,,luzie” podchodzisz do swojego biegania, nie masz jakiegoś celu. Gdy trenujesz do zawodów, już większą wagę przywiązujesz do kwestii pory treningu. A gdy chcesz np. schudnąć? Tu przychodzi proza życia. Bo organizm lepiej będzie pracował rano ,,na świeżo”, gdy jesteś zregenerowany, wyspany (!), gdy ciało zaczyna żyć, a nie myśli już o śnie. Jeśli odpowiednio przygotujesz ciało, nawadniając je i posilając (nie dam ci tu konkretnej recepty, bo te wyczytane nie sprawdzają się akurat u mnie, musiałem poznać swój organizm, by poranny trening był dla mnie komfortowy; wiem jednak, że nawet lekko, ale przed treningiem trzeba zjeść). Wieczór jest dla mnie łatwiejszy, może i dla ciebie. Jestem typem nocnym, najlepszą aktywność umysłową, wszelkie prace, wolę wykonywać wieczorem, a nawet zarywając nockę. Wieczorny trening zawsze więc jest dla mnie łatwiejszy, organizm nie jest do tego przyzwyczajony. Lepiej też jest mi kontrolować posiłki tak, żeby mieć już jakąś bazę wyjściową, jeszcze coś zjeść przed treningiem godzinę lub dwie. I przy tym być najedzonym, ale nie przejedzonym. Tyle że prawdopodobnie wieczorne bieganie bardziej męczy organizm i tak wykończony całym dniem, a i spalasz wolniej, niż gdybyś trenował rano (pomijając fakt, że jeśli chcesz się opalić to, logiczne, że do tego potrzebne jest jeszcze świecące słońce).
Myślę, że już kilka argumentów wymieniłem za ,,wieczorem”. Bo możesz nie być porannym skowronkiem, ale ,,sową”. Bo może wszystkie twoje próby wstania rano kończą się smacznym nakryciem kołderką. Bo może praca tego wymaga i nie możesz sobie pozwolić na ranne treningi. Ale jest też jeden powód, uważam że tu najbardziej kluczowy, jeśli nie chodzi o te poprzednie. Bo im później, tym ciemniej. Gdy jakieś kilka lat temu, jeszcze jako biegacz mocno ,,okazjonalny” wybiegałem w swoim rodzinnym mieście późnym wieczorem, na trasie nie było nikogo, czasem jednak jedna lub dwie osoby. Dwie to wówczas był na serio szał. Ten szał różnił się tym, że gdy wybiegałem rano, byłem sam.
Mało ludzi, bo jasno. Dużo, bo ciemno. Bieganie nie tylko w małych miasteczkach, jak moje rodzinne, już stało się widokiem bardziej powszednim. Stało się już krajobrazem. Bo gdy już cię zobaczą inni, to potem jest już łatwiej. Jak ze wszystkim. Jeśli jesteś ,,starym” wyjadaczem i siedzisz w tym od lat, może ci się to wydać nawet naiwne. ,,Bo to pasja, czego się bać, wstydzić i kryć”. Tak, to prawda. Ale rzeczywistość też wygląda różnie, bo jeśli np. nikt cię nie kojarzył wcześniej z jakąkolwiek formą aktywności fizycznej, albo gdy możesz mieć inne opory. Rano jesteś na widoku, wieczorem jest ciemniej. Jeśli oglądałeś ,,Hooligans 3″ to te uliczne nawalanki też były w nocy (choć tam akurat chodziło o to, że te fighty były nielegalne, ale ciii…). Często rozpoczynanie wieczorem swoich treningów jest stanem przejściowym (jeśli masz oczywiście wybór między rankiem a późniejszą porą, i gdy pory nie narzuca ci tryb życia rodzinnego, zawodowego). Przejściowym, bo w miarę treningów zaczynasz tym kipieć, a i pewność siebie jest większa. Nawet jeśli biegasz wieczorem, to i tak spotkasz ludzi, spokojnie. Kiedyś wbiegłem w grupę imprezowiczów, idących na zabawę w piątkowy wieczór. Tak że tego…no… 🙂
Bieganie, czy też inna aktywność ,,na świeżym powietrzu”, dostarczają pewności siebie, odwagi. Bo gdy już doświadczysz raz ludzkich spojrzeń, a jesteś na przykład osobą nieśmiałą, to każdy kolejny raz będzie już z górki. Ok, tylko że zanim ,,każdy kolejny raz” to najpierw musi być ten pierwszy.
Środek. Znajdź już dziś. Pora treningu, nie tylko samo bieganie, zależeć może od naprawdę wielu czynników, pora biegu to więc rzecz czysto subiektywna. Każda z nich ma swoje wady (chociażby bezpieczeństwo, bo prędzej ktoś cię może napaść wieczorem niż rano). Lepiej spalasz rano, ale lepiej kalorycznie przygotowany jesteś wieczorem. Ciało jest wypoczęte i zregenerowane skoro świt, ale stres zejdzie z ciebie po całym dniu. Poranne endorfiny mogą wypełnić cały dzień, ale jeśli nie jesteś skowronkiem, a nocną sową, to wcześnie usypiasz swój potencjał (by rano wstać), a mimo treningu możesz być niewyspany i rozdrażniony (a jeśli śpisz krótko, to łatwiej możesz nabawić się kontuzji). Musisz znaleźć swój złoty środek i poznać siebie metodą prób i błędów. Bieganie to też rozwój i kształtowanie charakteru. To, że na początku poranne bieganie nie wychodzi nie oznacza, że za miesiąc lub dwa nie wejdzie ci w krew. Znajdź swoją porę. Brzmi banalnie. Ale rozwiązuje pewien problem z serii niegdyś popularnych zagadek internetowych: czy ta sukienka na zdjęciu jest taka, czy inna. Bieganie rano, czy wieczorem? – oto jedno z takich pytań.
Recepta na radosne bieganie?
Samo bieganie nie jest kompletną receptą ale…
Damon Zahariades w książce “Wrzuć na luz. Sztuka odpuszczania” (moim zdaniem genialna i bardzo praktyczna książka, choć tak cieniutka że ją zbagatelizowałem wcześniej) wspomina o tym, że w sytuacjach skomplikowanych dla nas emocjonalnie, gdy te emocje się już kumulują, musimy znaleźć rzeczy i czynności, które nas odprężają, dostarczają pozytywnej energii, które dadzą ujście emocjom (niby banał, ale zdenerwowani najczęściej siedzimy i rozmyślamy, nakręcamy się a rzadko chyba kiedy tak trzeźwo myślimy, by pomyśleć: “stop, działam”), autor mówi by wręcz się “przymusić” do tych działań, poza tym poleca spisać sobie kilka takich praktyk odstresowujących, powiesić je w widocznym miejscu i skorzystać w chwili potrzeby. Umieściłbym na tej liście bieganie, ale uczynił to już autor. Tak więc: do dzieła, stwórz taką listę a jeśli nie ma na niej aktywności fizycznej to ją tam umieść i spróbuj następnym razem się przekonać (zawsze to lepiej denerwować się wtedy aktywnością niż problemem, który próbuje się pokonać. To oczywiście żart ;))
W tym wpisie mówię jedynie o motywacji, pomijam tu całe zaplecze techniki, to kto może a kto nie powinien biegać itd., bo to nie o tym wpis, a do tego są filmiki i książki, trenerzy i aplikacje. Bieganie również ma tego bogatą bazę. Kiedyś napisałem tekst o bieganiu w zimie, nie stracił na aktualności i dalej się pod nim podpisuję, tam zawarłem sporo technicznych i organizacyjnych porad (wpis napewno przyda się już za kilka tygodni gdy, choć może trudno nam w to teraz uwierzyć, ale zrobi się chłodniej).