Przychodzi dzień, gdy czujesz się jak szmata

Możesz myśleć, że jest z tobą coś nie tak. Może nawet wiesz, że to nieprawda, wiesz też skąd tak niskie mniemanie o sobie (to często pokłosie tego, co uczynili z tobą inni, jakie toksyczne ziarno zasiali w twoim sercu, jak bardzo ci wmówili, że nic nie znaczysz). Może nawet wiesz, że te złe myśli, demony przeszłości, że to nieprawda. Ale pojawia się to ,,ale”

Inni ci mówią: ,,jesteś cenny, jesteś wyjątkowy”, jak zdarta płyta powtarzają jedno. Ty jak druga zdarta płyta odpowiadasz im: ,,jestem śmieciem, czuję się jak szmata”. Coś jest z tobą nie tak w kontekście pracy zawodowej, pasji, w kontekście życiowego ogarnięcia. Coś jest z tobą nie tak, bo nie znasz siebie i potrzebujesz podróży w głąb (oh yeah, ,,podróż w głąb”, już tym, jak i innymi mądrościami, rzygasz?).

I świat wysyła sprzeczne komunikaty, inni mają do ciebie zaufanie, nawet większe niż ty sam wobec siebie. Lubią i szanują cię, choć sam czujesz się obcy. Inni się ciebie nie boją, choć sam siebie się lękasz i nie ufasz sobie. Inni cię znają lepiej niż ty siebie. Inni nie wiedzą o tobie wszystkiego – myślisz. Coś jest więc z tobą nie tak, odtwarza zdarta płyta myśli.

Zamiast pękać i kruszyć egoizm, zamiast stawać się nowym człowiekiem, obrastasz kamieniem. W konsekwencji rozwaliłeś się wewnętrznie. Już było dobrze, ale w końcu przypomniałeś sobie, dlaczego tak bardzo nienawidziłeś swojego życia, na chwilę co prawda o tym zapomniałeś, ale już wszystko wiesz ponownie. Życie jednak nie ma sensu – myślisz.

Demony przeszłości rozszarpują resztki truchła, wreszcie się najadły.

Przykładasz głowę do poduszki, masz nadzieję na to, że już nie wstaniesz.

Otwierasz oczy, jest rano.

Żyjesz.

Znowu.

Wracają myśli, znowu się rozsypałeś, rozmieniłeś na drobne. Skowyczysz zbaraniały, wilk w skórze drapieżnika, człowiek – z natury najbardziej samotny. Przypomniałeś sobie ponownie o komnacie wewnętrznej z zamkniętą w niej nienawiścią do siebie. Nie możesz się pozbierać po ostatnim końcu świata, zdębiały, liczysz gwiazdy na samotnym niebie, ciągle coś mylisz, musisz zaczynać od nowa. Znowu się rozsypałeś, nieuporządkowany w chaosie wszechświata, istnień, bytów.

Czujesz się jak szmata. Choć w sumie nawet wiesz, że to nieprawda.

Tak może wyglądać każdy twój dzień. Możesz karmić się pesymizmem, nihilizmem, możesz ćwiartować swoje emocje i czytać egzystencjalistów, filozofów wieszczących zmierzch cywilizacji, możesz popadać w dekadentyzm.

Znowu zrobiłeś TO. Znowu upadłeś.

Już miało być dobrze, ale nie wytrzymałeś.

Czujesz się znowu jak szmata, wstydzisz tego, że popełniasz te same błędy, że każda słabsza chwila ciągnie za sobą cały pakiet porażek i zranień – tych samych, niezmiennych, stały bagaż syfu, który przychodzi do ciebie natychmiast w chwili słabości.

Wśród recept pojawia się poddanie, albo radykalizacja poglądów: masz ochotę wymierzyć światu sprawiedliwość, za zło odpłacać złem, za nienawiść – nienawiścią, za niechęć – niechęcią. Możesz też uciekać od świata: w medytację, inne światy, uprawiać przygodny ale coraz regularniejszy eskapizm.

Świat mówi więc: jest jednak tylko jeden lek –  to poznanie siebie.

Świat mówi, że w poznaniu siebie musisz zobaczyć, kim jesteś, jakie masz wady, ale przede wszystkim co w tobie jest dobrego. Nad wadami możesz pracować (a nawet musisz), ale są one częścią ciebie, dopóki ich nie zwalczysz.

Świat mówi: skup się na tym co dobre. Nie zawsze ludzie chcą tobą manipulować, często więc mówią ci prawdę o tobie. Przyjmij ją, przyjmij te dobre słowa. Uwierz w nie. Bądź też dla siebie wyrozumialszy.

Świat mówi, że w każdym z nas jest jakaś pustka, która pragnie wypełnienia. Czasem mogą ją napełniać inni, ale nie licz tylko na nich.

Powtarza: próbuj wypełniać pustkę sam, ale nie blokuj do siebie dostępu innych.

Świat mówi, że czasem musi boleć, żeby twoje wnętrze mogło zostać uzdrowione: przez ból, cierpienie, ciszę, samotność. Przez samopoznanie.Żeby nie wiem co się działo, ostatecznie każdy z nas i tak zostaje sam. Powtarza: słuchaj co inni chcą ci powiedzieć o tobie, wsłuchuj się też we własny głos.

Mówisz w konsekwencji: ,,walić ten świat, niczego nie wie, powiela utarte banały. Niczego nie wie o mnie”.

Za oknem jest już ciemno, prawie mrok. Miasto żyje własnym życiem, raczej go nie obchodzą twoje rozterki.

Jesteś sam.

Czy będziesz patrzył w niebo, pił herbatę, czytał książki, czy też tańczył do sentymentalnych piosenek, i tak nic się nie zmieni. To będzie ten sam pokój, to samo miasto za oknem, ta noc która za kilka godzin stanie się świtem.

Nie stanie się nic, dopóki nie będziesz chciał tego zmienić.

Po swojemu.

Tak naprawdę nie zmieniło się nic.

Miej też świadomość, że może też nie zmienić się nic.

Chyba, że tego zapragniesz, choć to też nie gwarancja sukcesu (ale już chociaż jakiś krok).

Problem w tym, że tylko ty wiesz jak.

Zrób po swojemu, żeby nie czuć się jak szmata, żeby nie wlec tego syfu zranień gdy tylko coś się wydarzy. Bo to smród, ścierwo i wymiociny, bo po co masz tachać cały ten majdan brudu, gdy tylko lekko się potkniesz i w porę nie padniesz na mordę (bo jeszcze jako tako złapałeś równowagę)?

Demony przeszłości to też tylko przeszłość, jeśli zapragniesz (a potem nauczysz się) żyć wyłącznie tym co teraz, patrząc jedynie asekuracyjnie w przód by coś zaplanować, gdy planujesz dokąd chcesz zmierzać w swoim życiu, przeżyjesz, serio. Nie jesteśmy tak łatwopalni i podatni na zniszczenie, jak nam się wydaje. Walić demony przeszłości, wystrzelaj je po mordzie i niech się gonią suki.

Możesz wiele, tylko że musisz zapragnąć tego. I tylko ty znasz receptę.

Możesz nie zmienić nic, a możesz wszystko.

Musisz zrobić po swojemu.

Zrób po swojemu.

Ty masz nad tym wszystkim kontrolę, i żaden frajer, los, fatum, system, albo inny straszak nie może ci zagrozić, dopóki znasz swoją wartość i nie pozwolisz byle łachudrze się zniewolić. Owszem, każdy z nas i tak zostaje sam, ale nawet sam nie musisz dać się pokonać albo zniewolić. Jesteś człowiekiem, nie masz więc super mocy, nie możesz oddychać pod wodą, latać, żyć pod ziemią albo być odpornym na tkwiące w naturze trucizny. Jesteś człowiekiem, nie zwierzęciem, urodziłeś się słaby, nagi i pozornie bezbronny. Ale to życie cię zahartowało. Jesteś człowiekiem, czyli jesteś niezniszczalny. Nie daj się złamać. Byle szmata może ci wmawiać, że jesteś nikim. Ale to nieprawda, możesz czasem czuć się jak szmata, ale nią nie jesteś (choćby z powodu posiadania wrodzonej godności).

zdjęcie na licencji CC0 pobrałem z: www.pexels.com

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *