Między bólem a odwagą, pomiędzy życiem

 

To był strasznie trudny okres, to był czas trochę lżejszy niż wiele z przeszłości, choć jednak powiązany w pewien sposób z tymi minionymi. Zapętlałem kilka rockowych ballad, serce uspokajało się tylko na chwilę.

Doszedłem do wniosku, że wszyscy błądzimy, choć o tym nie wiemy. Że przybieramy maski, choć nie musimy ich nosić. W poszukiwaniu duszy przechodzimy przez piekło. Coś wewnątrz nas poddusza zmysły. To drugi człowiek. Jesteśmy aniołami, którym ktoś kazał chodzić po brudnej ziemi. Brudni życiem wszyscy błądzimy, choć o tym nie wiemy. Ciągle staramy się odgrywać którąś z przypisanych ról “bo tak robią ludzie w sytuacji jak ta”, choć w rzeczywistości niczego nie wiemy. Biała anielska szata przecieka błotem i krwią poranionych stóp. Dopiero wtedy wiesz, czym jest: świat, człowiek i życie. Jest już za późno, bram do Raju pilnują Cherubini, Trony i Panowania, Archaniołowie w lśniącobiałych zbrojach. Nie ma dla Ciebie miejsca, dopóki się nie oczyścisz. Jesteś człowiekiem, jesteś więc brudny życiem. Mogłeś trwać w niewiedzy. Jesteś brudny życiem.

* * *

Psują wszystkie autorytety, populiści. Łajdaczą się z naszymi pieniędzmi. Jesteśmy bezsilni w tej polsko-polskiej wojnie. Tworzą własną wersję historii, własne państwo, a finalnie razem chleją wódkę, śmiejąc się z tych maluczkich. Idzie kres tego świata.

* * *

Ale ten okres, ten był strasznie trudny, to był czas trochę lżejszy niż wiele z przeszłości, choć jednak powiązany w pewien sposób z tymi minionymi. Coś we mnie zgasło i już się nie tli. Teraz nie mam się za kim schować, na kogo zrzucić winę, kogo obarczyć. Idę teraz z odsłoniętą piersią, skundlony bezpański pies, który jest słaby, ale który pamięta, że pochodzi od wilka. Jestem silniejszy, choć nie muszę a zarazem muszę.

Problem zaczyna się od barw, od odcieni czerni i szarości, brąz jest ekstrawagancją, biel to marzenie odłożone w czasie.

To był straszny czas, ale coś jednak stopniało, coś uspokoiło się. Pamięć wróciła na właściwe tory, przeszłości już definitywnie nie ma, nie istnieje, nie jest warta powracania do niej.

Przygasłem, więcej obserwuję niż mówię. Jestem tak bardzo TU ale i POZA.

Życie to błysk. Śmierć to tylko iskra.

Wzruszam się, gdy wszyscy się cieszą.

Jestem niewzruszony, gdy ktoś się smuci.

Śmieję się w chwilach powagi, poważnieję, gdy trzeba się śmiać.

Mam pokręcony umysł.

Jestem człowiekiem XXI wieku

* * *

Żyjesz chwilę, okazuje się, że to jedynie błysk. Że to może boli, ale to tylko chwila. Życie jest potwornie banalne, ono tylko w poezji wygląda na wzniosłe. Wyszedłeś z domu i już. Było światło i nagle nie ma niczego. Przeżyłem kilka wypadków, moment uderzenia jest natychmiastowy, nagła ciemność i znowu jestem. I znowu ja. Każda okazja spotkania się z życiem tuż po muśnięciu zimnych ust śmierci sprawiała, że stawałem się silniejszy, inny, umocniony, coraz bardziej otwierałem się na drugiego człowieka.

Ktoś mądry powiedział, że kiedy miłość jest bożkiem, staje się demonem.

Ktoś mądry powiedział, że będziemy sądzeni z miłości.

Ktoś mądry powiedział, że jesteś tyle wart, ile dajesz od siebie.

Ktoś mądry powinien przewidzieć, że życie to tak niewielka chwila, że z pozycji Kosmosu wręcz niedostrzegalny jest jej blask.

* * *

Ale ten okres, ten był strasznie trudny, to był czas trochę lżejszy niż wiele z przeszłości, choć jednak powiązany w pewien sposób z tymi minionymi. Dałem myślom swobodę działania, dałem ciału pełnię jego potrzeb. Truchła złych myśli atakowały każdą zdrową komórkę umysłu, bolały plecy, ściskało w żołądku, szybko się irytowałem i denerwowałem. Byłem o krok od zgorzknienia.

A potem życie powróciło do normy.

I tylko czerń, szarość i odcienie granatu sprawiały, że serce podpowiadało, że było przecież jakieś inne Życie. I że tego życia już nie ma, zostało pogrzebane.

Moje życie też się zmieniło, byłem jak szczenię, które kładzie się przed wilkiem z odsłoniętą klatką piersiową i opuszczonymi łapami, żebrze o litość, choć wystawia na próbę nieosłonięte, nagie serce. Moje życie też się zmieniło, idąc z nagą piersią, zgarbiony, słaby a mimo to z podniesioną głową poczułem, że jestem silniejszy, mocny, że mam władzę nad sobą i mam coś bezcennego: życie.

* * *

Życie się kończy. Płoną lasy, topnieją lodowce, słońce jest ostrzejsze, klimat się rozregulował. Temperatura na świecie historycznie się podnosi, w tym upale bez problemu mogą rozwinąć się tropikalne choroby, na które Europa nie jest przygotowana. Wymrzemy i to kwestia czasu. I nie jest wcale mi szkoda głupiej ludzkości, beznadziejnie zidiociałych populistycznych polityków, wszelkich lobby i tak dalej. Wykończymy się, wydusimy, spłoniemy i stopimy. Matki i ojcowie niech pomyślą o swoich dzieciach, które umrą w męczarniach, dzieci niech pomyślą o matkach i ojcach, mężowie o żonach, żony o mężach. Zabijacie ich swoimi wyborami i czynami, swoim poparciem i wsparciem. Radosnego końca świata i wesołego braku przyszłości.

* * *

To był strasznie trudny okres, to był czas trochę lżejszy niż wiele z przeszłości, choć jednak powiązany w pewien sposób z tymi minionymi. Zapętlałem kilka rockowych ballad, serce uspokajało się tylko na chwilę.

Finalnie przyszło do mnie oczyszczenie.

Pozwoliłem pracować swojemu ciału, umysłowi, myślom i uczuciom. Dałem im wolną przestrzeń do bycia: nie do wymuszania emocji, do wchodzenia w kulturowe ramy, nakazy i zwyczaje ,,bo tak trzeba”.

Ciało wie, czego mu potrzeba, ono wsłuchuje się w rytm serca, w oddech, w naturę. Człowiek wie, czego mu potrzeba, gdy nie słucha szumu mediów, ale swojego głosu. Potrafimy się sami uzdrawiać i sami pocieszać nawzajem.

Nagą pierś okrywa czerń. To ona mówi, że było inne Życie, które czas pogrzebał.

To był trudny czas – czas rozpoczęcia żałoby.

zdjęcie na licencji CC0 pobrałem z: www.pexels.com

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *