Kulturalna gąsienica, popkulturowy motyl [esej]

Wyobrażam sobie, że pierwszy człowiek musiał być wierzącym romantykiem. Wyobrażam sobie, że ogrzewając dłonie przy ogniu patrzył w niebo i myślał o przodkach, o nieubłaganych mojrach, albo o południcach, albo też o dzielnym Zygfrydzie pogromcy smoka, którego uwiódł przeklęty skarb.

Pierwszego człowieka musiała przenikać cisza nocy. Być może właśnie wtedy odkrył dźwięki, odkrył, że historię można opowiadać nie tylko słowami, że muzyka potrafi pokonywać samotność i noc. Być może śpiewem odpędzał dzikie zwierzęta (albo też zdradzał swoją obecność). Być może wtedy dał sygnał innym ludziom, a ci stali się jego braćmi lub wrogami. Być może…

Wieki, pogardliwie nazwane przez potomnych ,,średnimi”, przyniosły taką prawdę o nieznanym i niezbadanym świecie, która głęboko wierzyła, że we Wszechświecie jest głośno, że nad naszymi głowami, tam gdzieś pośród gwiazd i planet, że tam, gdzie nieznane i niepoznane, że właśnie tam musi rozbrzmiewać muzyka – w zasadzie to nawet nie tyle ,,musi”, co właśnie tam ona rozbrzmiewa na pewno. Jak piękne musiały to być dźwięki – symfonia samego Wszechświata.

Co było na początku?

Ludzie od wieków wierzyli w śpiew.

Śpiewem został powołany świat w ,,Kalevali” – fińskim eposie narodowym. Za pomocą śpiewu w XX wieku została stworzona baśniowa Narnia (autorstwa C.S. Lewisa), a także (wiekowo jej równe) Tolkienowskie Śródziemie. Mitologię Tolkiena otwiera stworzenie świata opisane za pomocą słów, które wydają mi się najpiękniejszą definicją muzyki, jaką stworzył (i mógł stworzyć) człowiek: ,,Na początku był Eru, Jedyny, którego na obszarze Ardy nazywają Ilúvatarem; On to powołał do życia Ainurów, Istoty Święte, zrodzone z Jego myśli. Ci byli z Nim wcześniej, niż powstało wszystko inne. Rozmawiał z nimi i poddawał im tematy muzyczne. Ainurowie zaś śpiewali dla Niego i On radował się tą muzyką. Wtedy głosy Ainurów na podobieństwo harf i lutni, fletów i trąb, wiol i organów, i niezliczonych chórów wyśpiewujących słowa, zaczęły kształtować z tematu Ilúvatara Wielką Muzykę; z przeplatających się i nieustannie zmiennych melodii wzbiły się harmonijne dźwięki i popłynęły poza zasięg słuchu w głębie i wysokości, wypełniły przestrzeń, którą zamieszkiwał Ilúvatar, przelały się przez jej granicę; Muzyka i echa Muzyki rozległy się w Pustce, aż przestała być pustką. Nigdy już później Ainurowie nie stworzyli równie wspaniałej muzyki, chociaż powiedziane jest, że chóry Ainurów i Dzieci Ilúvatara zaśpiewają piękniejszą jeszcze pieśń przed Jego obliczem po dopełnieniu się dni”. *

Niepokoi nas to, co nieznane, co nieodgadnione, co ociera się o sacrum i profanum, o materializm i metafizykę, co chcielibyśmy nazwać (ale czy potrafimy?).

Bo czym jest muzyka? Definicji jest setki: od tych technicznych po liryczne (podobnie jak ze zdefiniowaniem tego, czym albo kim, jest człowiek). Może lepiej powiedzieć, jak na nas oddziałuje. I tu pojawi się zaledwie kilka pociągnięć pędzla spośród tysięcy albo i milionów śladów uwiecznionych na jej obliczu.

Freuda muzyka podobno odstraszała, a Tołstoj obwiniał ją o wprowadzanie w stany, które nie występują w okresach muzycznej, powiedzielibyśmy, abstynencji. Muzyka potrafi więc stwarzać rzeczywistość i komponować nasze rozmaite nastroje, wpływa na nie, inspiruje i wymusza określone zachowania – muzyka nas zmienia i programuje (?)

Muzyka przynosi ukojenie.

Pamiętam, że przez wiele miesięcy chodziło za mną słynne ,,Adagio g-moll”, przypisywane Albinoniemu. Utwór słyszałem dosłownie wszędzie: podczas przeglądania YouTube’a, a nawet przypadkiem przechodząc obok którejś z sal skrzypcowych w naszej Szkole. Bardzo często później sam do niego wracałem. Utwór wzbudzał we mnie pewną tęsknotę, pewną nostalgię, nieopisaną melancholię, które przecież jest grzechem duszy, a jednocześnie dominującą częścią życia. Pokochałem tę kompozycję, słuchałem jej przez wiele miesięcy To adagio swój punkt kulminacyjny miało podczas pogrzebu ważnej dla mnie osoby. Gdy wybrzmiało (niespodziewanie i nagle, zaskakując mnie), nogi się pode mną ugięły. Całe to wydarzenie z utworem, który nawiedzał mnie i niespodziewanie pojawił się w tak ważnym dniu wydaje się irracjonalne, surrealistyczne, niepokojąco dziwne. Po tym wydarzeniu kompozycja, którą uważałem za przepełnioną nostalgią wydawała mi się już tylko krzykiem – krzykiem duszy, którą mocno przyziemny dźwięk organów ciągnie ku doczesności, zaś dźwięk skrzypiec każe jej ulecieć ku temu, co wysoko, ku niebu. Organy i skrzypce walczą o duszę, o jej miejsce w wieczności. Tak sobie wyobrażam ten jeden utwór: jako walkę. I wiem, że nie jest to ostatnia w moim życiu interpretacja tych dźwięków. Z niektórymi dziełami muzycznymi jest jak z książkami: możemy je znać, ale one i tak będą dojrzewać razem z nami przez całe życie, za każdym razem coś innego nam pokazując.

Muzyka przynosi cierpienie.

Wiedzą o tym mitologiczne syreny, które pojawiły się na drodze Odyseusza. Ich śpiew namieszał w głowach tym z podróżnych, którzy skuszeni pieśnią zeszli na ląd. Na kości i truchła tych śmiałków spoglądał literacki podróżnik, daleki krewny wszystkich marynarzy i podróżników. Muzyka potrafi wpływać namacalnie na nasze życie.

Przypomina mi się w tym miejscu ,,Gertruda” Hermana Hessego – opowieść o niepełnosprawnym kompozytorze oraz o światowej sławy śpiewaku, których połączyło uczucie do tytułowej Gertrudy. Książka należy do mniej znanych powieści niemieckiego noblisty, który zapisał się w historii literatury za sprawą wybitnego ,,Wilka Stepowego”. Powieść ta niesie za sobą oprócz nieodłącznych u tego pisarza rozważań o naturze człowieka i sensie egzystencji, spojrzenie na muzykę, która nie tylko przynosi ukojenie, ale potrafi też dostarczyć cierpienia, bólu istnienia, jest kapryśną kochanką, podobnie jak jej rodzone siostry: Literatura, Poezja, i pozostałe panny należące do rodu określanego jako Sztuka.

Muzykę każdy rozumie inaczej, na każdego działa inaczej, każdy poszukuje w niej czegoś innego. Każdy z nas szuka też innej muzyki.

Jedna, czy różna?

Przyzwyczailiśmy się do określeń: kultura wysoka i ta popularna. Tę pierwszą cechuje głębia treści, różnorodność i bogactwo środków, złożoność, kunszt. Drugą zaś kojarzymy z tworami prostymi, i nawet jeśli tego nie mówimy wprost to być może czujemy, że nawet prymitywnymi. Niejedna praca naukowa pochyla się nad obroną lub krytyką tego podziału (Rzeczywistego? Sztucznego?). Choć częściową prawdą jest jednak, że żyjemy w świecie kultury jak dwa wrogie plemiona, które toczą ze sobą wojnę: raz Wysocy atakują Popularnych, a innym razem ci drudzy dają w nos tym pierwszym. Znane są jednak przypadki romansowania tego, co wysokie, z tym co niskie. I tak jak Julia i Romeo zakochali się, mimo wrogości ich rodzin, tak też kultura popularna czasem romansuje, wbrew plemiennemu prawu, z tą wysoką.

Przykładem może być ,,O Fortuna” z kantaty ,,Carmina Burana”, która na chwilę zeszła z piedestału i na stałe weszła do kultury popularnej (warto wspomnieć utwór ,,The Mass” zespołu Era, a także końcową część ,,The Gate” zespołu Enigma), ,,Cwał Walkirii” jest najbardziej znanym (i jednocześnie najbardziej przetwarzanym przez popkulturę) fragmentem tetralogii Wagnera. ,,Adagio for strings” S. Barbera posłużyło DJ-owi Tiesto (bardzo zresztą znanemu w pewnym kręgu odbiorców) do stworzenia utworu w gatunku… techno. Mało kto w plemieniu ,,Popularnych” nie zna ,,Habanery” Bizeta albo arii Królowej Nocy z opery ,,Czarodziejski flet” (może nawet nie znając ich nazw, ale bez problemu rozpoznając melodię, ,,którą już gdzieś słyszałem”).

Czasem plemię Popularnych przybiera barwy wrogiego klanu, i tak znane są w naszej polskiej historii muzyki popularnej tzw. pop-oratoria Piotra Rubika (nie-trylogia ale prawie jak trylogia: ,,Świętokrzyska Golgota”, ,,Tu es Petrus” i ,,Psałterz Wrześniowy”), widowiska ocierające się o kulturę wysoką, ale wprawne krytyczne oko dostrzeże na tej tafli pewne rysy. Nie ulega jednak wątpliwości, że koncerty Rubika w pierwszej dekadzie naszego wieku cieszyły się wielką popularnością, były traktowane jako próba obcowania z kulturą wysoką przez osoby, które na co dzień stroniły od oper, teatrów i filharmonii. Plenerowe widowiska, z ogromnym chórem, orkiestrą, narratorem, dyrygentem, grą świateł i muzyką, która momentami próbowała imitować obcowanie z widowiskiem w rodzaju ,,totalnego” dla wielu stanowiła pierwszy kontakt z muzyką uznaną przez siebie jako wysoka. Rubik był zjawiskiem socjologicznym.

Niezależnie od tego, z którym ,,plemieniem” identyfikujemy się, muzyka pozostaje muzyką, dla jednych atrakcyjna jest ta wysoka, dla innych popularna. Z kulturalnej gąsienicy może wyrosnąć popkulturowy motyl. I choć nieliczni dostrzegą piękno w skromnej, pozbawionej barw gąsienicy, wielobarwny popkulturowy motyl może kusić odbiorców (którzy mogą zapomnieć, że u źródeł tego, co pobudza atrakcyjnością, wielością doznań i efektów leży to, co być może na pierwszy rzut oka nie wyróżnia się; że popkultura wyrasta z kultury wysokiej).

* * *

Ludzie średniowiecza wierzyli, że we Wszechświecie rozbrzmiewa muzyka, że wśród gwiazd i planet nie może panować cisza (dopiero nihilizm późniejszych wieków chciał patrzeć na Kosmos jako na pustkę i miejsce martwe, ciche, pozbawione życia). Ludzie średniowiecza wynaleźli tzw. ,,model” – próbę uporządkowania i opisania świata, nadania mu kategorii (skoro więc Kosmos i ciała niebieskie, to też muzyka; skoro istnieje człowiek, to pod nim musi istnieć zwierzę, a nad nim aniołowie). Może więc podział na muzykę wysoką i popularną to też pewien graniczny podział? Może to próba usystematyzowania tego, co człowiek stworzył, co powoła do życia, i nad czym pochyla się aktualnie, próbując pochwycić tę z muz, która wydaje mu się najurodziwsza (po fakcie jednak stwierdzając, że w zaciśniętej pięści trzyma jedynie wyszarpany fragment jej szaty lub jedno z piór) ?

* J.R.R. Tolkien, Silmarillion, tłum. M. Skibniewska, Warszawa 2009, s. 33-34

Fot. CC0, www.pexels.com

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *