Jeśli bym powiedział, że to książka dla dzieci, to mógłbym najlepiej nic nie pisać o niej.
Bo na pierwszy rzut oka taką się może wydawać: Święty Mikołaj co roku pisze listy do dzieci J.R.R. Tolkiena, opowiada w nich o życiu na Biegunie Północnym, o przygodach świątecznych, listy współtworzy z nim niesforny Niedźwiedź Polarny, który nie przejmuje się tym, że popełnia błędy ortograficzne. Mikołaj ma z nich wiele kłopotów, ale obaj się świetnie uzupełniają.
Tolkien (nie oszukujmy się) był ojcem współczesnej fantastyki, choć przed jego twórczością istniał i „Conan”, i pisał G.MacDonald (mający wpływ i na Tolkiena i na C.S. Lewisa), i były baśnie skrupulatnie spisywane przez braci Grimm, to jednak Tolkien nadał temu ramy gatunkowe, odmitologizował baśnie, dostrzegł baśniowość mitów. Znając jego konserwatywne podejście choćby do Elfów (kto czytał „Władcę Pierścieni” i listy pisarza, ten wie o co chodzi w krytyce np. Shakespeare’owskich elfów ze „Snu nocy letniej”) tu z uśmiechem można popatrzeć na te elfy, które wspomina Św. Mikołaj. Z niepokojem też patrzyłem na listy z lat 30., gdy wiedziałem, gdzie za chwilę dotrzemy – do jakiej daty. Gdy Mikołaj w latach 30. pisze, że Niedźwiedź pomieszał zabawki i może chłopiec dostać lalkę to być może to taki opis psikusa, a może to tak Tolkien pisze dzieciakom, że jest potworna bieda i że wokoło dzieciaki dostają to, co po prostu jest. Ciekawie moim zdaniem tropi się takie historyczne detale w tym świecie baśni i fantazji, świecie łączącym krainę Mikołaja z ówczesną Anglią.
Dla mnie to książka o miłości ojca do dzieci. Tom zawiera druk listów oraz zdjęcie każdego, okraszone oryginalnymi rysunkami pisarza. Przy czym czasem to rysunki a czasem namalowane obrazy: z dbałością o detale, barwy, klimat. Znając biografię Tolkiena: pisanie, życie akademickie, artykuły naukowe, spotkania Inklingów, czas na lektury i życie rodzinne, na życie religijne, nie wiem kiedy i jak znalazł czas na to, by tak precyzyjne obrazy tworzyć (i kaligrafować listy, bo Mikołaj pisze inaczej, inaczej Niedźwiedź, ten ostatni nawet stworzył własne runy polarne). I myślę, że skoro w tajemnicy przed dziećmi to tworzył to w nocy. Każdego roku list, każdego roku ku radości dzieci kolejna historyjka u ich przyjaciela – Mikołaja i Niedźwiedzia. Żeby sprawić im radość? Żeby stworzyć piękne wspomnienia?
Książka jest przebogata graficznie, jest napewno ciekawostką dla miłośników pisarza, który stworzył własną krainę, mitologię, języki. Tego samego pisarza, który stworzył „nową mitologię dla Anglii” swym „Władcą Pierścieni” opartym na cechach eposu homeryckiego co do formy, a który raz w roku wcielał się w Św. Mikołaja w listach. Wyobraźnia tego człowieka nie miała granic! Nie tylko dlatego zaciekawi to fanów. Zaciekawi też dorosłych, którzy z pewnym sentymentem mogą wrócić do „klimatu”, do „magii” dawnych dni. Bo ów krytykowany i utożsamiany z konsumpcjonizmem „klimat” i „magia”, które każą nam oglądać „Kevina…”, ubierać choinkę identycznie jak rodzice lub dziadkowie, które każą nam odtwarzać rytuały: mandarynki, świece zapachowe, używać podobnych perfum na Święta jak ktoś odeszły może dawno a może przed chwilą, które każą kupować świąteczne głupotki, to nic innego jak przecież wspomnienia, jak tęsknota za tylko tymi dobrymi dniami, rytuałami szczęścia. Dlatego tej książki bym nie bagatelizował a już napewno myślę, że niejedną łzę może wywołać u czytającej dziecku mamy lub u taty.