Wyrwać się kulturalnej okupacji. Duch oporu duetu Bisz/Radex [Recenzja]

 

Wczoraj swoją premierę miał najnowszy krążek duetu Bisz i Radex. Kilka lat temu otrzymaliśmy od nich Wilczy humor, teraz powracają z Duchem oporu. Bisza jako artystę kompletnego, od blokowisk i ulicy przechodzącego kulturalnym krokiem na Panteon polskiego rapu, uwielbiam od lat. Przy nowym krążku myślałem jednak, że będę miał pewne opory. Bez oporu jednak mogę polecić najnowsze dzieło obu muzyków.

Choć duet jest ten sam, nie jest to drugi Wilczy humor, i nawet nie próbuje nim być (porównywanie obu płyt wydaje mi się daremne).

Słuchając poszczególnych utworów Ducha oporu na YT miałem obawy, najzwyczajniej w świecie po prostu bałem się tej płyty. Nie ukrywam, że udało mi się stopniowo przygotowywać na tę koncepcję i takie podejście do tematu właśnie dzięki sukcesywnie  publikowanym w sieci singlom.

Bisz na płycie w wielu miejscach obrał najlepszą drogę – drogę krytyki poprzez ironię, komizm – komizm który daje do myślenia (utwór Oflajn). Czasem krytykuje przez wyśmianie naszego pozornego zaangażowania w naprawę świata (,,protest-posty”), ogłupienie przez media i całkowite im się poddanie, obrywa się także współczesnym narcyzom, czyli w zasadzie nam wszystkim, którzy w tej kulturze narcyzmu przeglądamy się w przedniej kamerce smartfona. Jest też bolesna konkluzja padająca w utworze Lascaux: ,,sami chcemy o sobie zapomnieć/pierwsze pokolenie co se wyczyści historię/epoka pragnienia rozdmuchanego/wszyscy chcą czegoś lecz nikt nie wie czego”. Nie wiemy czego chcemy, gdy jako ludzkość pobłądzimy, wystarczy wyczyścić nasz ślad w przeglądarce internetowej. Nasza historia, jak dzieje minionych pokoleń, nie posłuży ku przestrodze, nasze kroki przypominają raczej chocholi taniec. We wspominanym wcześniej utworze Bisz pyta, ,,czy istnieje gdzieś prawdziwy świat/niezapośredniczony przez tiwi” (Oflajn).

Jesteśmy już przyzwyczajeni do krytyki nowych mediów, do tego że Instagram to współczesna jaskinia z malowidłami naskalnymi, że nie tworzymy zwartej grupy ale setki podgrup, że integrujemy się w grupach na fejsie albo na forach, ale to namiastka więzi społecznych (nawet jeśli czasem słyszymy o wielkich zawieruchach i rozróbach, które uczynili zjednoczeni internauci), że cała ta kultura obrazu na tablicach fejsa to niby ,,Biblia ubogich”. Wiemy co technologia z nami robi, i nic sobie z tego nie robimy. Bisz nie jest tu prorokiem, wizjonerem, albo kimś, kto chce naprawiać świat. Owszem, jego słowa mogą się przyczyniać. Uwypukla zjawiska, by albo dosadnie je skwitować, albo wyśmiać, albo wytknąć nam naszą – jako ludzi – głupotę. Towarzyszy temu muzyka Radexa, która nie wprawia w atmosferę grozy, powagi, zadumy, wręcz przeciwnie. Płyta mija szybko, utwory przechodzą płynnie, tworzą odprężający klimat. Uśmiechamy się, bujamy na boki i relaksujemy, słuchając jakimi to jesteśmy idiotami, prowadząc się tak a nie inaczej, ogłupieni przez mainstream. Myślę, że to nawet zabieg celowy lub też wartość dodana. Bo, nawiązując do tytułu słynnej książki Postmana, możemy ,,zabawić się na śmierć”. To nie jest krążek, który ma mieć wymiar dydaktyczny lub ostrzegawczy, to raczej opuszczenie rąk i łzy przez śmiech.

Pojawiają się na krążku także tematy poważniejsze, głębsze, jak utwór Zysk albo śmierć, czy też Margines, jestem jednak najmocniej oczarowany Kością. I jestem fanem tego utworu od momentu premiery na koncercie ,,Depesze z jądra ciemności”, który wieńczył rok Josepha Conrada. Wielokrotnie później przesłuchiwałem piosenki, wracałem do niej. Bardzo głęboko liczyłem na to, że pojawi się w przyszłości na którejś z płyt Bisza. Wspaniały utwór w wykonaniu obu panów gości na szczęście na nowym krążku. Krytycy Bisza mogą zobaczyć, że ten raper ma ciągle wiele do powiedzenia. Kość to nie tylko wejście na chwilę do świata moralności Conrada, pisarza pochylającego się złożonością naszej psychiki (czasem też wskazuje nie tylko na ludzką obłudę, ale też pamięć o tym, że w każdym z nas tkwi mrok i nikt z nas nie jest w gruncie rzeczy niewinny), ale też charakterystyczna dla Bisza krytyka współczesnego świata i mechanizmów nim rządzących.

Pozostaje jeszcze kwestia języka, czyli znaku rozpoznawczego Bisza. Na tych płytach, które mają być buntownicze, blokowe, też to widzimy (Wilk Chodnikowy tym wręcz ocieka), ostatnie krążki mają jednak więcej tych językowych zabaw (choćby Symetria). I choć Bisza znak rozpoznawczy to homonimia, nie jest to jednak nudne lub przewidywalne, za każdym razem zaskakuje. Bo Bisz kocha język i wie, że to skarbiec bez dna. Dlatego mógł stworzyć coś takiego jak Pokaż język (utwór znalazł się na płycie w ramach akcji Narodowego Centrum Kultury – ,,Ojczysty – dodaj do ulubionych”).

W zalewie emo-rapu Bisz to skarb (bo, jak śpiewa Białych batutach, pisownia oryginalna: ,,życie jest ciężkie piosenki muszą być lekkie spoko ale gdy cały świat się odchudza może to dobrze gdy coś jeszcze ma swoją wagę”) . Ten niegdyś artysta blokowisk, stał się pełnoprawnym artystą, który przemyca w swej twórczości kulturowe toposy (niegdyś te odniesienia były o wiele wyraźniejsze, np. w tytułach Raj tuż za rogiem, Czekając na barbarzyńców, nawet jeśli z pierwowzoru pożyczały tylko nazwę, czy też w samej koncepcji postaci Wilka Chodnikowego. Bisz jest artystą, jego ostatnie krążki są właśnie pełnym pokazaniem tego jego oblicza. Raper konsekwentnie idzie swoją drogą, nie odcina kuponów od Wilka. Postępuje w zasadzie wbrew oczekiwaniom tłumu. Kilka lat temu w utworze Zdjęcie! rapował: ,,Chcę otworzyć głowy im na mój artyzm wreszcie/Nie chcą piękna, więc wypuszczam znowu z klatki bestię”, nawiązując tym samym choćby do utworu Jestem bestią z Wilka. Na nowej płycie słyszymy: ,,chcą mi mówić co grać mam (…) taka kulturalna okupacja, chcą mnie wtłoczyć w formę” (cytat z pierwszego i jednocześnie tytułowego utworu krążka – Ducha oporu). Bisz rapuje tu może o współczesnym człowieku, ale rapuje chyba przede wszystkim o sobie. To, że ten Wilk, jak dumny kocur, chodzi swoimi ścieżkami (i nigdy nie ku oczekiwaniom publiki, a często dostaje po uszach za to, co czuje a nie czego od niego oczekują), wie każdy jego fan i krytyk. Bisz jest zgodny z tym, co w danym momencie czuje. Drugiego Wilka Chodnikowego nie będzie, próżne więc oczekiwania fanów tylko tego jednego krążka. Wie o tym też sam twórca. W Brzuchu bestii (utworze z EP Piękno i Bestia) dobitnie powtarzał kilkukrotnie, że: ,,piąty rok mija od narodzin wilka/popatrz jak z nim kończę/zedrę skórę do krwi/byś zobaczył z bliska własny portret”

Aktualny Bisz to Bisz artysta. Młodzieńcze bunty pokazał na krążku Burza i napór, krytykę życia chwilę przed 30-tką lub chwilę po pokazał w Wilku Chodnikowym, krytykę świata w Labiryncie Babel. Za te trzy krążki uwielbiam go i dozgonnie szanuję, bo uważam je za absolutnie najlepsze. W Ukrytym w śniegu i w Symetrii, a teraz w Duchu Oporu, to już trochę inny stary Bisz, ,,raper, poeta, paladyn”. I tego Bisza – Bisza, który ze znaczeń, znaków, toposów, idei i koncepcji filozoficznych skleja nowe znaczenia, nowe znaki, bawi się tropami, często wyśmiewając rzeczywistość, możemy od jakiegoś czasu obserwować. Ale nawet gdy z nim się śmiejemy, w pewnym momencie robi się nam głupio, bo wiemy, raczej powinniśmy płakać nad losem świata. Taki jest właśnie po części najnowszy krążek.

Płyty Bisza są wymagające, wymagają bowiem uważnego przesłuchania, odkrycia wszystkich znaczeń i kontekstów (nie ukrywam, że Wilk jest moją płytą pokoleniową, i mimo że miałem okresy słuchania go codziennie, i jest ze mną wszędzie, gdyby był książką, klej nie trzymałby od dawna rozproszonych kartek; mimo tego ciągle jeszcze trafiam na jakieś ukryte znaczenie, które podsuwa mój aktualny kontekst życiowy).

Ducha Oporu polecam ku przestrodze, trochę na jesienne wieczory, trochę żeby pochillować, może żeby się pouśmiechać nad naszą niedolą i ciętymi uwagami rapera. Jest to dobra płyta, żeby skłonić do refleksji albo żeby odprężyć się. Jest to krążek pełny, zarówno za sprawą rapu Bisza, metafor, nawiązań, w ogóle za warstwę tekstową, jak i za muzykę Radexa, za jego wokal. Nic nie jest tu na siłę, nic nie jest tu zmontowane post factum. Obaj świetnie się bawili, wnieśli tu sporo energii i świeżości. Może na pierwszy odsłuch ucha od razu tego nie dostrzeżesz, jeśli nie wyjmiesz kija wiesz skąd. Pewnie też nie do każdego fana rapera to trafi. Duch Oporu udowadnia jednak, że duet Radex/Bisz to tak samo wartościowe i warte uwagi połączenie jak Bisz i B.O.K, czy też Bisz solo. Opóźniona data premiery, początek października zamiast wrzesień, działa tu na korzyść płyty. Potrzebna jest bowiem taka energia na ponurość jesieni.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *