Tradycyjnie mądrość Kościoła w Liturgii Słowa nas nakierowuje na wspólny trop. I tradycyjnie musiałem się nasilić, by wynieść z tych trzech czytań wspólny mianownik.
Na początek Izajasz wspominający o „zaślubinach” Jeruzalem. „Nie będą więcej mówić o tobie «Porzucona», o krainie twej już nie powiedzą «Spustoszona». Raczej cię nazwą «Moje w niej upodobanie», a krainę twoją – «Poślubiona». Albowiem spodobałaś się Panu i twoja kraina otrzyma męża”. Piękny obraz. Przypomniał mi się jednak obraz niewdzięczności Narodu Wybranego z Ezechiela 16, gdzie Bóg mówi, że Jerozolima była „porzucona”, gdzie Bóg na nią wejrzał i zaadoptował ją, okrył jej nagość. Ta zaś „oddawała się” innym bóstwom, grzeszyła, łamała Prawo i zapominała o Przymierzu, o wielu cudach których była świadkiem. Pan zaś finalnie ją przyjmuje, kocha. Piękny obraz. Bóg do tego stopnia kocha, że wybacza a nawet poślubia Niewierną.
U Pawła w II czytaniu pojawiają się różne „dary łaski”, co ważne: są one nie prywatne ale dla dobra wspólnoty (otrzymane myślę, że jak Biblijne talenty, których się nie zakopuje a pokazuje i pomnaża), wszystkie one pochodzą od tego samego Ducha, i że te dary są wg tego jak Duch „chce”. Oczywiście możemy prosić o dary, ale to Bóg wie, który z nich jest nam na serio potrzebny i który przysłuży się naszemu dobru ale i dobru wspólnoty. Może prosisz o dar uzdrawiania, bo myślisz, że dzięki temu będziesz narzędziem cudów Bożych. A tymczasem Pan wie, że nie ruszysz się z domu bo taką masz naturę i w zamian otrzymujesz dar wiary i „dar mądrości słowa” – dary które pasują do może twojego kontemplacyjnego charakteru i stylu życia. Co ważne: nie ma tu darów lepszych i gorszych, są one równoznaczne i tak samo dar języków (wielbienia Boga i docierania do innych), i dar wiary i dar uzdrawiania, one wszystkie są równe i ważne. Mnie jednak zastanowiło w tym: dlaczego dar wiary jest wymieniony osobno? Przecież mądrość słowa, dar języków, czynienia cudów i uzdrawiania jest wynikiem wiary i to wiary w Duchu Świętym. Może tu chodzi o superwiarę, o taką wiarę co właśnie może przenieść górę na jedno słowo i gest. Tak silna wiara.
Pierwsze czytanie mówi o zaślubinach i wybraniu przez Pana (bo Nowy Testament i przymierze Chrystusa uczyniło, że starotestamentowym Narodem Wybranym stali się wszyscy chrześcijanie, zaś ich Oblubieńcem jest Chrystus). Drugie czytanie o cudach i działaniu Boga poprzez dary Ducha. I docieramy do Ewangelii, która mówi o cudzie podczas wesela w Kanie Galilejskiej.
Na początek jest kryzys: brak wina. Czyli brak. Pomyślałem o tym, że w każdym z nas jest pewien brak, taka pustka, taka tęsknota, którą może i musi wypełnić Bóg. Ta pustka to moim zdaniem spotkanie psychologii z teologią. W człowieku jest pewien głód, pewne pragnienie, potrzeba, i w różny sposób chcemy ją wypełnić: bliskością kogoś, poczuciem bezpieczeństwa (pieniądze, dobra praca, zamki i sejfy, firma ochroniarska), poczucie akceptacji i uznania (kariera zawodowa, naukowa), samospełnienia i sława (bycie kochanym, podziwianym, docenionym, wyrażenie siebie). Czasem wypełniamy te pustki rzeczami dobrymi, czasem neutralnymi, czasem grzechem. Ale ostatecznie okazuje się, że tę przestrzeń może wypełnić tylko Bóg i relacja z Nim. Niektórzy dochodzą do tego prędzej, inni później, a wielu umiera „broniąc” się przed głodem i głosem Boga. I w tej Ewangelii ten „brak” czyli brak wina wypełnia Chrystus. Nie boi się brudu (jak u Izajasza i Ezechiela, gdy Jahwe poślubia Jeruzalem z grzeszną przeszłością cudzołożenia z pogańskimi bóstwami, woda staje się najlepszym winem a woda ta jest z brudnych stągwi, w których żydzi obmywali dłonie a może i ktoś splunął. To jedna z interpretacji, nasuwa się też skojarzenie tego pierwszego cudu i objawienia się Chrystusa z ostatnim ziemskim objawieniem i cudem czyli ustanowieniem Eucharystii przemieniając wino w Krew. Jednak moją uwagę dziś przykuł inny detal.
Objawienie się na weselu w Kanie to pierwszy publiczny cud Chrystusa. Wyobraź sobie taką sytuację: przez wiele lat czytasz jakieś podręczniki, przychodzi dzień konkursu, stajesz przed ludźmi – komisją i masz tylko tę jedną szansę pokazania się. Maryja przez 30 lat żyła z Chrystusem pod jednym dachem, wychowywała Go. Jezus pracował jako zwykły mężczyzna, Ewangelia nie mówi że czynił cuda (oczywiście są te wszystkie apokryfy i pobożne baśnie o dzieciństwie Jezusa), Ewangelia mówi co prawda o 12-letnim Jezus w Świątyni, gdzie przemawia do uczonych i jest bardzo mądry, ale ani słowa o cudach. I teraz mamy wesele. Brak wina. Maryja stawia wszystko na jedną kartę: mówi aby iść do Jezusa bo On ten kryzys zażegna. Jezus prawdopodobnie nigdy wcześniej nie czynił cudów. Maryja wierzy, że On to uczyni. Zna go jako objawionego Mesjasza, jako Syna Bożego. Ale przez te 30 lat prawdopodobnie nic nadzwyczajnego się nie działo. A jeśli On nie uczyni cudu a inni już na początku Jego misji Go odrzucą? Maryja nie bierze w ogóle pod uwagę tego scenariusza. To ona ma ten super dar wiary, tej superwiary od Ducha. Ona też wie, że Boga trzeba prosić i być w tym szczerym. Ona wie, że On jest Bogiem. To by była może dla nas ta niepewna sytuacja: przygotowywaliśmy się do wydarzenia tyle lat i teraz jest premiera. Adrenalinka jest. Bo jeśli nam się nie uda? Jezus czyni ten pierwszy cud. Wiem, kim jest i dlaczego to czyni. Maryja jest pełna wiary w cud, jest przykładem modlitwy i ufności, jest naszą Orędowniczką.
Gdy to piszę mam intuicję, skąd w tę II niedzielę okresu zwykłego (a tak naprawdę to jest to pierwsza niedziela po zakończeniu okresu Bożego Narodzenia, bo tą pierwszą niedzielą zwykłą a niezwykłą była niedziela Chrztu Chrystusa). Bo dopiero przeżywaliśmy Boże Narodzenie. I co dalej? Dalej potrzeba nam tej ufności i wiary, na którą wskazuje Maryja. Może wierzymy, że kiedyś tam, że gdzieś tam urodził się obiecany Mesjasz. Może przyjmujemy to już bezrefleksyjnie bo to której Święta w naszym życiu, spowszedniały nam może. A dziś w mądrości Kościoła takie czytania: o tym, co to wszystko dla mnie znaczy, czy potrafię wierzyć i czy wierzę. Maryja nie widziała pewnie wcześniej Jezusa w „akcji”, a wierzyła, że uczyni cud. O darach i cudach mówi też Paweł w 2. czytaniu, ale nie ma tam mowy o tym, że każdy z nas będzie cudotwórcą i uzdrowicielem w imię Boże, może naszym darem jest właśnie wiara, łaska wiary? Bo każdy dar jest równoważny i tak samo wyjątkowy, choć może po ludzku byśmy chcieli fajerwerków w miejsce mniej spektakularnych darów. I oczywiście każdy z tych „prezentów” ma służyć wspólnocie. Im coś bardziej wymagającego otrzymujesz, tym więcej musisz się natrudzić by to wykorzystać i tym służyć. Talentów się nie zakopuje! Izajaszowe słowa zaś mówią, że Bóg nie boi się przychodzić do tego, co słabe i to poślubić czyli nawiązać relację silną, mocną, pełną, czułą, doskonałą. I mimo tego, że Jeruzalem w przeszłości wypełnia te pustki w sobie służeniem obcym bóstwom, to gdy usłyszy głos Boga, uzna i zrozumie swój grzech, postanowi poprawę i wierność Bogu, przyjmie do siebie fakt że tylko Bóg te pustki może wypełnić, to On nie nawiąże z tą grzeszną duszę znajomości ale wręcz ją poślubi. Jak Jezus z sytuacji braku wina (pustki) wyprowadza dar obfitości napoju przewyższającego jakością wszelkie znane światu trunki. On wchodzi w nasze pustki i braki i je doskonale wypełnia.
Liturgia Słowa o której mowa we wpisie:
I czytanie: Iz 62, 1-5
II czytanie: 1 Kor 12, 4-11
Ewangelia: J 2, 1-11