Muzyka jako spotkanie z tym Innym – z Drugim [esej]

Kto był kiedykolwiek nad morzem, na pewno pamięta swoje pierwsze spotkanie z żywiołem: odgłosy fal uderzające o brzeg, silny wiatr targający niezmierzonymi przez ludzki wzrok wodami: symfonią najwspanialszą z możliwych – symfonią żywiołu tajemniczego, nieposkromionego, groźnego, ale pięknego. Kto wspinał się na górskie szczyty, być może usłyszał silny wiatr, a być może jego uszu dobiegła cisza – cisza to też muzyka (wie to ten, kto bada pauzy i ich funkcję choćby językową, ich rolę w komunikacji międzyludzkiej). Wiatr w głębi lasu, śpiew ptaków, dźwięk strumyka, skrzypienie gałęzi starych drzew, targanych przez nocne wiatry (klimat jak z ,,Króla Olch” – wystarczy już naszej wyobraźni tylko noc, pościg między życiem a śmiercią, czułe objęcia rodzica i gorączka, by usłyszeć w swojej głowie i duszy dźwięki tej niepokojącej nocy z ballady Goethego).

Muzyka jest spotkaniem z przyrodą, ze światem. Muzyka to też spotkanie z człowiekiem, z Drugim. W zbiorze esejów zatytułowanym ,,Inny” J. Tischner pisał, że spotkanie z Innym to wydarzenie, może podczas tego spotkania dojść do oddalenia się lub do przybliżenia pomiędzy osobami. Ten Drugi to ten, z którym mogę się komunikować, mówić do niego, rozmawiać z nim. W kontakcie z Innym wychodzi na jaw moja odmienność, inność, indywidualizm. Myślę, że muzyka też wydobywa z nas to, co może kryło się gdzieś głęboko w środku, czego nie byliśmy może do końca pewni, świadomi, cały ten wachlarz emocji, które być może były wyparte do podświadomości, a być może zapomniane: zarówno te dobre, te nostalgiczne, te pogodne, ale i trudne emocje. To spotkanie może więc przynosić ukojenie, ale i niepokój. W każdym razie: nie pozostawia nas obojętnymi na świat, na drugiego człowieka, na to co we mnie.

O spotkaniu z drugim człowiekiem polski reporter i pisarz – R. Kapuściński powiedział w cyklu wykładów ,,Ten Inny”, że ,,nigdy nie wiemy, kogo spotkamy, choć może to być z nazwiska i wyglądu ten sam, znany nam wcześniej człowiek. A co dopiero, kiedy zetkniemy się z kimś, kogo pierwszy raz widzimy na oczy. Toteż każde spotkanie z Innym jest zagadką, jest niewiadomą, jest – powiem więcej – tajemnicą”. Ta próba może być na polu komunikacji, ale także powstać w wyniku przebywania w tym samym miejscu, połączeniu się przypadkowym lub nie (jak podczas koncertu lub, przywołując ponownie pracę Tischnera, połączeni w tańcu, podczas którego w tle gra muzyka a pary w nim uczestniczące ze sobą rozmawiają; Tischner mówi, że ,,człowiek jest jak instrument, który odpowiada dźwiękiem na dźwięk innego”; jest to dla mnie przepiękna metafora naszych międzyludzkich relacji). Tajemnicą i niewiadomą jest już ta próba zbliżenia się poprzez muzykę i do muzyki. Bo czym są te dźwięki, które w nas wywołują określone stany, i które mają moc wspólnego łączenia podczas trwania koncertu, gdy przeżywamy emocje śpiewaka lub instrumentalistów, połączeni przez kilkadziesiąt minut z obcymi ludźmi na sali, z ludźmi, którzy jeszcze przed chwilą mieli setki życiorysów, może smutków, może radości, może planów lub zabicia marzeń, a teraz przeżywają dokładnie to samo (lub prawie to samo), co my?

Usłyszałem niedawno cytat Tadeusza Kotarbińskiego: ,,Muzyka to sztuka cieszenia się i smucenia bez powodu”. Trudno było mi się zgodzić z tą definicją, przypomniała mi się cała rytualna funkcja muzyki, jej funkcja już obecna od starożytności. Przypomniała mi się też jej rola sakralna, chociażby bogactwo treści i funkcji psałterza, do którego czasem podchodzimy bezrefleksyjnie, obyci już być może z wieloma wersami, nieskupiający się na ich pierwotnej roli w kulturze Izraelitów. A przecież nasze wspólne śpiewanie jutrzni czy też nieszporów to także spotkanie: spotkanie ze sobą, ze wspólnotą, ale i z Bogiem. Muzyka jest sztuką cieszenia się, przeżywania emocji razem, jest okazją, pretekstem i przyczyną do wzajemnego, zbiorowego uczestniczenia w naszym wspólnym życiu. A żeby powstała wspólnota, potrzebne jest spotkanie. Spotkanie z drugim to nie tylko rozmowa, ale też otwarcie się na niego, poświecenie mu uwagi, reakcja a więc przyjście mu z pomocą, wysłuchanie.

W eseju ,,O fetyszyzmie muzycznym i regresji słuchania” niemiecki filozof i teoretyk kultury – Theodor Adorno przypatruje się kwestii m.in. odbioru tej gałęzi sztuki (Adorno, który wartościował kulturę na tę wysoką i masową, był m.in. krytyczny wobec muzyki ,,przeznaczonej dla konsumentów”, jej różnych form i odbić, co opisuje we wspomnianym eseju). W tekście pada następujące, może lekko aforystyczne, zdanie: ,,kiedy naprawdę nikt już nie potrafi mówić, to z pewnością nikt też nie potrafi słuchać”, pada ono tuż obok zwrócenia uwagi na kino nieme. Często się zdarza, że mówimy do siebie, używamy języka, komunikujemy się, ale wzajemnie nie rozumiemy siebie. Mówimy, ale nie słyszymy. Mówimy, ale tak naprawdę niczego nie przekazujemy, To tak jak wtedy, gdy słyszymy, ale nie słuchamy. Jest tego wiele powodów. Nie czas na rozpatrywanie ich, analizowanie, wymienianie. Warto spojrzeć, czy nie znajdzie się na nie remedium. A tym może być sztuka, w tym właśnie muzyka. Jest językiem, którego może nie potrafimy opisać, spisać jego znaczeń, ale wewnętrznie do nas trafia, przemawia do nas, komunikuje swoją treść. Bo kto nie uległ tej symfonii, tej arii, tej, ogólniej mówią: kompozycji, temu dziełu? Wywołuje w nas nieskończoną radość, albo niezgłębiony smutek. Przeszywa grozą i tajemnicą, jak szum morza i jego siła miotania falami o brzeg, albo obcowanie jakby z tajemnicą ukrytą za początkiem i końcem strumienia, którego widzimy w konkretnym miejscu tylko fragment, ale wiemy, co stoi za tą drogą napędzanej przez siły życia wody. Muzyka może być też spotkaniem z drugim człowiekiem, uniwersalnym językiem, za pomocą którego możemy bez słów, a za pomocą znaków stawianych z emocji, uczuć, przekazywać głębię komunikatów. Gdy już umilkną ostatnie dźwięki koncertu i zapada cisza, nie potrzeba słów, bo spotkanie oczu dwóch kochających się osób mówi wszystko i jest najgłębszą recenzją, rozmową, komunią dwóch słów, którym nie potrzeba liter, które w szale wariacji dają słowa.

Czym była muzyka mitycznego Orfeusza, jeśli nie pochwałą świata, a później bólem i tęsknotą po ukochanej? Muzyka często oddaje naszą radość albo smutek. Wypływa z emocji, a te potrzebują bodźców. Kompozytor wydobywa z serca akurat to, co w nim gra. To taka przenośnia dla uczuć. Choć gdyby nie ta metafora wnętrza człowieka, to co by zostało? Dźwięk pospiesznie rozprowadzanej w ciele krwi, która podtrzymuje nasze życie? Muzyka to też spotkanie z własną duszą, to zakład, który zawiera nasz rozum (znajomość zasad kompozycji, cała ta skrupulatnie zdobywana wiedza muzyczna, umiejętności, lata ćwiczeń, talent) z metafizyką ukrytą w człowieku (to, co czujemy, co nie daje nam spokoju, od czego można uwolnić się dopiero wówczas, gdy spłynie na papier i na struny lub klawisze instrumentu; czemu nadadzą dźwięk palce lub życiodajne powietrze, wpuszczane w instrument, by wydobyć z niego życie). Człowiek, gdy spotyka się z muzyką, gdy ją tworzy, ulega uczuciom: tym pięknym lub tym trudnym – zawsze pięknym lub trudnym dla niego, bo obiektywnie one są neutralne dla świata. Muzyka komponowana przez naturę nie ulega emocjom, ona jest. Czy morskie fale są wyrazem radości lub smutku, czy też są tylko (i aż) jednym z niezmiennych praw świata, czymś stałym, opierającym się uczuciom, emocjom, zmiennym nastroju?

Nasze spotkanie z muzyką jest więc spotkaniem indywidualnym, intymnym, wyjątkowym: czy to, gdy ją tworzymy i za sprawą dźwięków budujemy nasz nowy świat, czy też gdy przypatrujemy się światom innych ludzi – my – widzowie, słuchacze, odbiorcy.

Spotkanie z drugim człowiekiem zawsze wymaga trudu, zachodu, poświęcenia. Spotkanie z muzyką także. Chcielibyśmy opisać cały świat, skatalogować go, poznać, uczynić poznanym do granic Wszechświata tak, by już nic nas nie mogło zaskoczyć. W tym pędzie katalogowania, przypisywanym czasom oświecenia (i ich fascynacji encyklopedyzmem), ale już obecnym przecież w średniowieczu.

Czy muzyka jest zabawą, którą wymyśliła sobie ludzkość? Nawiązując tym samym do słów Wisławy Szymborskiej, która o czytaniu książek powiedziała, że ,,to najpiękniejsza zabawa, jaką sobie ludzkość wymyśliła”.

Czy muzyka służyła (i nadal to czyni) wyłącznie funkcji rytualnej, albo ekspresji, albo też socjalizuje nas? Bez wątpienia, ale przecież nie tylko.

Chcielibyśmy być może stworzyć jedną definicję, która oddawałaby w pełni znaczenie chociażby muzyki.

Tylko co nam wówczas by pozostało? O błogosławiona niewiedzo – piękna jest melodia twej tajemnicy, twego nie-poznania!

Bibliografia:

1) Ryszard Kapuściński – ,,Ten Inny”, Warszawa 2020

2) Józef Tischner – ,,Inny. Eseje o spotkaniu”, Kraków 2017

3) Theodor Adorno – ,,O fetyszyzmie muzycznym i regresji słuchania” [w:] ,,Przemysł kulturalny. Eseje o kulturze masowej”, Warszawa 2019

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *