Podróż z literackim sztambuchem. Książkowy esej

Gdy myślę: ,,literatura” to myślę o… No właśnie: o czym? Bo że ,,Dobrze się myśli literaturą”, jak zatytułował jedną ze swych książek profesor Ryszard Koziołek (literaturoznawca Uniwersytetu Śląskiego, publicysta) to wiadomo. Poszukiwanie odpowiedzi na to pytanie zajęło mi w ostatnich miesiącach wiele czasu. I wcale przez ten okres nie odnalazłem odpowiedzi. Ten tekst to kilka różnych tropów i problemów, zjawisk i przemyśleń, które rzucam na ten papier.

Wiele z tych kwestii jest prologiem do szerszego omówienia. Swój tekst postanowiłem skondensować, zaznaczyć wiele tropów, nie pozostając z nimi dłużej (o Borgesie powstają publikacje naukowe, o krytyce literackiej w sieci można napisać książkę, a analiza warsztatu recenzyjnego influencera a krytyka literackiego w mediach to gotowy materiał minimum na pracę licencjacką). To więc mój zbiór skojarzeń o literaturze. Bo nie tylko literaturą myśli się dobrze, ale myślenie o niej jest też przyjemne (a kto lubi spacerować, nie narzeka, gdy na chwilę zboczy ze szlaku, pobłądzi i więcej czasu spędzi między drzewami; moje więc zbaczanie z tych ścieżek pozwoli mi na dłużej pozostać w tym świecie). Na potrzeby tego tekstu słowa ,,książki” a ,,literatura” często używam wymiennie, mając świadomość, że istnieje taka gałąź nauki jak literaturoznawstwo, a ja chcę podzielić się jedynie kilkoma spostrzeżeniami.Przez ten czas zbierania myśli, przez ten okres, towarzyszyły mi skojarzenia. Bo jak literatura to przecież ,,Czarodziejska góra” – monumentalne dzieło będące słodko-gorzkim owocem wyrosłym na intelektualnym gruncie epoki. Odkrycie tej książki, a w zasadzie sięgnięcie wreszcie po nią, było dla mnie oczyszczającym przeżyciem, zupełnie jak pierwsza lektura ,,Wilka stepowego” H. Hessego – kolejnego wybitnego intelektualisty epoki (książka przeczytana dekadę temu niedawno wybrzmiała w moim życiu – przemielonym przecież przez owe minione dziesięć lat – zupełnie inaczej). Jak literatura to też przecież słynne ,,rękopisy nie płoną” z powieści Bułhakowa, bo różne są języki mówienia o miłości i różne obrazy tego zjawiska (będącego przecież na grząskiej ziemi – uświęconej miejscami ziemi – pojęć absolutnych ale i abstrakcyjnych), i choć dla jednych w kulturze popularnej jak ,,miłość” to będzie to ,,Miłość w czasach zarazy”, to jednak owe ,,rękopisy” przypominają mi o powieści mówiącej nie tylko, ale i o niej również Tak, tym dziełem jest ,,Mistrz i Małgorzata”.Gdy myślę ,,literatura” myślę o ,,Na zachodzie bez zmian” E.M. Remarque’a, ,,Władcy much” W.Goldinga, ,,Myszach i ludziach” J.Steinbeck’a, ,,Władcy Pierścieni” J.R.R. Tolkiena, czy ,,Mocy i chwale” oraz ,,Sednie sprawy” – obu G.Greene’a. Ale i przecież trapisty T. Mertona, pisarz oraz filozofa C.S. Lewisa, ale i L.Kołakowskiego czy J.Tischnera (a R.Kapuściński?).Czytanie to obcowanie z ,,czułym narratorem”, takim rodzajem narracji, jaki w swej noblowskiej przemowie wspomniała Olga Tokarczuk. Czytanie roztacza przed czytającym różne światy, bo znamy to też z realnego życia: każdy człowiek to osobna opowieść, to jego prywatny świat. Czytanie to światy? Brzmi to jak z żywcem wyjętej opowieści o penjsonarce żyjącej w romantyzmie i czytającej ,,książki zbójeckie” (a finał tej opowiastki musiałby obowiązkowo zawierać dydaktyczny morał w stylu: zatraciła się w lekturze i przepłaciła to życiem swoim lub cudzym). Czasem te różne światy to prosta droga do doznań eskapistycznych, ucieczka przed rzeczywistością nie zawsze jest najlepszym rozwiązaniem (cały na biało w tym miejscu wchodzi któryś z guru romantyków i znowu napomina ;)), ale jest jednocześnie najżywszym dowodem na obecność ewentualnych światów równoległych, przeniesieniem do platońskiej jaskini.

Miliony idei, prądów, nurtów, żyć i światów, zamkniętych w bibliotece myśli (swoją drogą biblioteka to prawie świątynia, pojawia się choćby w twórczości Borgesa, a jedną z najpopularniejszych powieści początku XXI wieku był ,,Cień wiatru” C.R. Zafona, który wykreował ,,Cmentarz Zapomnianych Książek”; nic więc dziwnego, że miłośnicy literatury pokochali tak bardzo cykl o…miłości właśnie do książek, opowieści, fabuł, narracji).

No dobrze, ale jak w tym gąszczu prądów, koncepcji, literackich nurtów opowiedzieć o literaturze? O chwili, gdy jeszcze przed chwilą za oknem coraz dłuższe wieczory płynnie przechodziły w noce ze zbyt późnymi świtami, gdy mrok nie pozwalał stwierdzić, czy dziś niebo jest niżej niż dotychczas, a człowiek wyciągał ulubioną książkę i pozwalał się porwać nurtowi myśli kogoś innego – autora – który w tej chwili, być może na drugim końcu świata odległy mentalnie od wydanej kiedyś tam książki, tworzył już inną, a może po prostu żył własnym życiem, oddzielając twórczy pęd od tych o wiele powszechniejszych/częstszych chwil w życiu – od życia właśnie.Zacznijmy od początku, Gdy w 1450 roku Gutenberg… Żartowałem.

Ale już w średniowieczu…Znowu żartowałem?

Prawie, bowiem do średniowiecza trzeba się na sekundkę cofnąć. To w tej epoce pojawiają się wzmianki o czytaniu ,,po cichu”, nie na głos (wśród np. mnichów). I choć przez wiele późniejszych wieków głośne czytanie było powszechne (nie zapominając oczywiście, że bardzo długo czytać potrafili tylko nieliczni), lekturę ,,cichą” można uznać za przewrót iście kopernikański patrząc na ten ,,wynalazek” z dzisiejszej perspektywy. Tę opowieść także możemy sobie w tym miejscu już odpuścić. Nasza kultura jest może i obrazkowa (Instagram to współczesna grota z malowidłami naskalnymi), w czym historia zatacza koło (choć przecież, można rzec, obraz od zawsze i zawsze był ważny), ale każda z kolejnych cywilizacji opiera się na mowie, na wygłaszanych na głos opowieściach (z czasem spisanych w formie choćby eposów). Przekazywane ustnie mity, podania, legendy, pieśni dworskie, manifesty, homilie, psychoanalizy, Liturgia Godzin, monodramy, kojący głos redaktora pomagający oswoić samotność, telefoniczna rozmowa z głosem kogoś bliskiego przemawiającym do nas ,,na ucho”, psalm pokutny nad trumną, pieśń życia podczas powitania dziecka na świecie. Nasza planeta to planeta tego ,,co na głos” (choć C.S. Lewis o Ziemi powie, że to ,,milcząca planeta”, podczas gdy średniowieczni wierzyli, że we Wszechświecie rozbrzmiewa muzyka, że ponad naszymi głowami tam w górze nie panuje sterylna cisza ale wielka symfonia cudownej muzyki Kosmosu). Literatura przejęła nie tylko funkcję archiwizowania ludzkiej myśli, dostarczania wiedzy, przekazywania historii i nauk dla potomnych, zapewniania rozrywki (a czasem rozrywki połączonej z przekazywaniem wiedzy). Czasem jest to jednak forma ekspresji: wylania własnych emocji, przepracowania ich, ukojenia duszy (tu ocieramy się o poezję, nie zapominając o jej funkcji także sakralnej). Literatura dostarcza przede wszystkim opowieści.

Na samym początku ustne opowieści miały m.in. funkcję oswajania ze światem, socjalizacji, przekazywania wiedzy o życiu i o historii ludu, o praktycznych wskazówkach dotyczących bezpiecznego egzystowania, a pewnie i dostarczania rozrywki, wspólnej bliskości i wspólnego trwania przy ogniu by oswoić noc. To tylko kilka z setek funkcji opowieści, bo i komunikacja przecież ma tu nadrzędną funkcję. W tych opowieściach są i mity, i z czasem i baśnie (warty polecenia w kontekście tych ostatnich jest znakomity esej autora ,,Władcy Pierścieni” – J.R.R. Tolkiena pt. ,,O baśniach”, a zainteresowani pojęciem mitu zapoznać się mogą z książkowym wywiadem z pisarzem, badaczem – Josephem Campbellem pt. ,,Potęga mitu”, która pomocna może być dla miłośników pojęcia mitu w kulturze, popkulturze podczas analizowania komiksów i filmów o superbohaterach, a nawet pomoże rozłożyć na łopatki ,,starą trylogię” ,,Gwiezdnych Wojen”).

Czytanie wydaje się jedną ze szlachetniejszych rozrywek, kulturowo postawioną na piedestale (i bardzo często jest tak, że nawet jeśli czytasz słabą książkę to usłyszysz, że ważne że czytasz; z muzyką, filmem i sztukami wizualnymi już jest inaczej). Gdy jakiś obraz lub muzyka są tymi,,złymi” (to oczywiście uproszczenie, bo czy mogą być złe? Mogą być niepoprawne co do formy np.) – spotykają się z negatywną krytyką, oceniamy ich wartość. Gdy ktoś czyta złą książkę (ponownie powyższa uwaga) – grunt, że czyta. A nie mówimy przecież, że gdy słucha ktoś disco polo, to że grunt, że słucha czegokolwiek. Społecznie pochwalamy rzeczy wartościowe i co do formy, i co do treści. Niczym złym w literackim świecie nie jest odskocznia, wyluzowanie się przy wciągającym kryminale lub ,,obyczajówce”, tak jak odskocznią może być wcale niezbyt złożony technicznie i mało artystyczny serial albo wpdający w ucho pop. Zresztą kryminały – gatunek na pograniczu, mający zapewnić rozrywkę na kilka godzin i zostać odłożonym być może na wieki na półkę, obecnie jest nie tylko modny, ale coraz bardziej dopracowany, często z bogatym tłem społeczno-obyczajowym, gdzie zagadka kryminalna jest dopracowana i ciekawa, ale nie gra pierwszych skrzypiec.

Czytanie jest też modne, wystarczy spojrzeć na internetowe konta blogerów, instagramowiczów i tiktokerów. W tradycyjnych mediach istnieje pewna forma ,,zaufania społecznego” do dziennikarza, wiara w jego autorytet krytyka literackiego, czyli merytorycznie przygotowanego do krytyki znawcy dziedziny (a czytając kulturalne polecenia danego dziennikarza w mig odkryjemy, czy jego polecenia pokrywają się z naszym gustem, zyskamy więc sojusznika na tej drodze poszukiwań lektur). I choć profesjonalna krytyka przeszła do sieci, jej klasyczny model nie zakładał interakcji w obie strony. Choć krytyka literacka influencerów piszących w sieci (często miłośników i amatorów, czyli kochających książki ale nie posiadających merytorycznego zaplecza do uprawiania krytyki) czasem może być nieprofesjonalna, nie podlegać medialnej etyce dziennikarza ani prawu prasowemu, to jednak wynika często z miłości, pasji, świeżości (a nawet często nie zależy od wzajemnych powiązań i ,,układów” ze światem literackim krytyk-amator ma odwagę powiedzieć, że ten cesarz to bez szat jednak chodzi).

Dotychczas wypowiadałem się o odbiorze książek, o tym czym są, o moim recepcji literatury, o moim byciu ,,czytelnikiem”. Ale przecież na tej drodze jest też pisarz. Za pośrednictwem bycia w sieci, na Facebook’u, Instagramie albo Tiktoku czytelnik może z nim się komunikować. Już nie trzeba słać telegramu albo e-maila do wydawnictwa, aby przekazać swoją wiadomość autorowi (i chyba zawsze z brakiem pewności, czy aby na pewno pisarz otrzyma naszą korespondencję), ale pisarze często komentują wiadomości swoich czytelników (królem w tym jest Remigiusz Mróz – polski pisarz i autor powieści nie tylko kryminalnych, ale złośliwi twierdzą, że Mróz to kolektyw pisarski, bowiem autor pisze i publikuje maszynowo 🙂)

Nasze nowomedialne czasy pozwalają na to, aby za pośrednictwem takich kanałów jak blog, Facebook’owa tablica albo portal Wattpad publikować własne opowieści i tworzyć narracje. Na rynku istnieje chociażby możliwość ,,samowydawania”, self-publishing ma różne oblicza: od publikacji papierowych z powierzeniem składu, łamania, korekty, redakcji, projektu graficznego okładki i promocji oraz marketingu firmie-wydawnictwu, po wielozadaniowość samego autora, który osobiście zajmuje się tymi wszystkimi kwestiami technicznymi. Istnieje też forma publikacji elektronicznej w klasycznym .pdf ale i formatach e-bookowych. Sam autor tego tekstu jest krytycznie usposobiony do self-publishingu, ale rozumie jego mocne strony – tę rewolucję jaką samowydawanie przyniosło, jednocześnie jest ono próbą, choć często nieprofesjonalnej, to jednak rebelii (a bunt w kulturze jest zawsze potrzebny). Istnieją oczywiście przypadki, gdy ktoś odrzucony przez wiele wydawnictw wydał coś sam i osiągnął tym samym sukces. Na tym jednak ten wątek pragnę urwać, bo nie jest to tekst o self-publishingu, choć i o nim trzeba było wspomnieć. Gdy ktoś kocha literaturę i sam dużo czyta, zaczyna pisać i tworzyć własne opowieści. Ponoć każdy z nas nosi w sobie minimum jedną niezapisaną powieść, a przysłowie mówi, że gdy umiera człowiek – płonie jedna ,,biblioteka” (złożona z jego historii życia, ale i tego, czego się nauczył w ciągu całego życia, także tego, co przeczytał lub usłyszał).

Pisanie to forma inicjacji. Lektura pewnych dzieł, szczególnie tych stałych i obecnych w kanonie, to też pewna forma przejścia od adolescencji do dojrzałości (nie tylko tej namacalnej, ale i wewnętrznej, myślowej, w warstwie przekonań). Inicjacja ta może być, ale nawet często musi być, bolesna. Pisarz a także franciszkanin – R. Rohr w jednej ze swoich książek napisał, że w wielu kulturach inicjacja polegała na pewnej stracie, na bólu. Daleko nie chcę szukać, w literaturze (mitologicznym eposie ,,Edda Poetycka”) Odyn musiał stracić oko i złożyć ofiarę samemu sobie z siebie, aby zyskać mądrość. A w naszej kulturze polskiej następowały postrzyżyny. Chłopiec, który stawał się mężczyzną, mógł choćby polować, a dziewczynka, która stawała się kobietą, była przyjmowana do grona. I choć ten oraz świata przez wieki się zmienił, czasem nadal istnieje a czasem jest tylko obrazem przeszłości, faktem jest, że istniał. Znajomość pewnych lektur (czytanie lektur w szkole miało temu służyć, i mimo kontrowersji, jest tam kilka pozycji mających swoje inicjacyjne działanie) ten proces kształtuje.

Mówiąc o literaturze natrafiamy na jeszcze więcej problemów, kłączy, zagadnień, które te rozważania przenoszą w inne miejsce lub łączą z już wymienionymi zagadnieniami. Bo możemy w tych poszukiwaniach bliżej przyjrzeć się zjawisku,,śmierci autora”, albo mnogości form, narracji, inspiracji, tropów, motywów. A ta cienka granica interpretacyjna książkę: czy mówiący to sam autor czy wykreowana przez niego postać?

A realizm psychologiczny, a ten magiczny? A gatunki? I czy w ogóle nawet w reportażu – gatunku opowiadającym o świecie – zawsze natrafiamy na idealne odzwierciedlenie rzeczywistości? Tu ,,puszczam oko” i rzucam to jabłko, mając nadzieję, że kolejnej wojny podobnej do tej trojańskiej, gest ten nie wywoła.

A pogranicze literatury a historii i rzeczywistości (są takie książki, których autor chciał zmienić nimi świat ale mu się nie udało, a są też takie, które po dekadach ktoś wygrzebał i wywołały rewolucję w sensie pozytywnym albo przyczyniły się do masowego zła?; Książka to zapis słów, a słowa potrafią zmieniać rzeczywistość na lepszą lub gorszą). Tak więc: czy autor ma wpływ na to, co pisze, dopóki…pisze? A potem czy jego utwór wędruje w świat i żyje książka swoim życiem? Czy autor ma prawo na etapie jej odbioru zabierać głos? Pisałem już o nowomedialnej komunikacji, gdzie autor i czytelnik mają taki sam głos (w Internecie bowiem nie panuje hierarchiczny model komunikacji, ale każdy jest równy, to bardzo demokratyczne medium, choć powstają precedensy prawne, bo sieci się nadal uczymy). Model internetowy to taki, w którym każdy odbiorca np. na FB od razu odnosi się do opinii innych, czy więc autor powinien bronić się na forach i pod recenzjami? Może ale czy powinien?

Polecę teraz sztampą. Dam chyba najbardziej znany cytat wśród czytelników (w tym ,,top” cytatów jest tu jeszcze chyba tylko to, co powiedział Coelho i Zafon. Ale cóż poradzę, że ten cytat jest mądry, że oddaję prawdę, że mi się podoba i jest trafny, choć niezwykle popularny. Słowa należą do Wisławy Szymborskiej i brzmią: ,,Czytanie książek to najpiękniejsza zabawa, jaką sobie ludzkość wymyśliła”. Pisząc o tym wszystkim, co powyżej (nawet jeśli zbaczałem na tematy mniej lub bardziej literackie) chciałem w tym świecie książek chwilę pobyć i zabrać tam też Ciebie. Ale chyba najważniejsze zostawiam na koniec. Bo choć czytanie to super rozrywka, choć literatura służy komunikacji, ekspresji, zgłębianiu wiedzy, socjalizuje, archiwizuje, dostarcza rozrywki, obcowanie z nią uspokaja lub wywołuje emocje, książka może zmieniać dosłownie świat i historię, to nie jest ona najważniejszym medium. Serio. Koncert, płyta, komiks, gra komputerowa, film, serial albo spacer, kontakt z kimś, spotkanie – one mają czasem równą moc, co książka. I tak jak książki mogą być słabsze lub lepsze, tak też i filmy, seriale, płyty. W poprzednich esejach (zapraszam do blogowego działu kultury) pisałem o kulturze wysokiej i tej ,,niskiej”, o tym że podział ten czasem ma sens, ale że jakoś podświadomie się z tym podziałem nie zgadzam, choć rozumiem potrzebę. Nie gardzę więc popkulturą, choć rozumiem jej ograniczenia. I temat książek, czytania w ogóle, także gdzieś w tych rozważaniach mieszczę (zachęcam do pierwszych numerów naszego periodyku, w których te tematy rozwijam).

Choć życie bez książek to życie na pewno uboższe, to jednak jest możliwe i czasem może być nawet przyjemne, fajne, dawać satysfakcję. Żyjemy w świecie, który książkę faworyzuje i wynosi ponad inne obiekty kultury i popkultury, a czasem i ta ostatnia potrafi poruszyć ważny temat lub nas skłonić do refleksji o życiu. Bardzo często czytelnicy popadają w pewną formę snobizmu, albo się prześcigają, kto przeczytał 52 książki w roku, kto 100 a kto w ogólnie czyta (i tym samym jest gorszy). Gdy przestaniesz czytać, nie stanie się nic. Gdy będziesz czytał – masz na pewno ciekawe doznania, dostarczasz sobie rozrywki, rozwijasz się. Rozwijasz podobnie jak w przypadku innych czynności, ale jednak inaczej, bo czytanie wpływa na inne obszary mózgu niż np. robótki ręczne. Czytanie więc nie zastąpi ci więc np. ruchu, ale ruch nie zastąpi ci też poczucia obcowania z kulturą. Choć czytanie rozwija, to jednak może ci szkodzić, gdy będzie stało ponad spotkaniami z ludźmi, relacjami rodzinnymi, samorozwojem. Czytanie więc jest formą spędzania czasu, nie zaś celem i sensem samym w sobie. Choć, powtarzając za Szymborską, to serio fajna ,,zabawa”.

Fot. Pexels.com

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *