Wpis trochę narzekający, ale…”Będąc w sieci”, czyli krótko mówiąc: będąc w mediach społecznościowych, natrafiamy na wiele treści. Gdy czymś się interesujemy, gdy coś nas ciekawi, klikamy i lajkujemy, a tym samym „karmimy” algorytm, a ten podsuwa nam nowe treści podobne do tych, które polubiliśmy (platforma ma w tym swój cel: zatrzymać Cię w tych mediach społecznościowych; nie oceniam: może to być dobre, złe lub neutralne – to zależy jak Ty korzystasz z sieci).
Mając te treści popychane algorytmem możemy sobie sami oceniać, co jest dobre a co niekoniecznie. Tylko że to sytuacja idealna. Dlaczego? Bo nasz mózg jest „leniwy”. To znaczy nie chodzi o to, że się leni, tylko że oszczędza energię, którą organizm może zmagazynować lub wykorzystać do czegoś innego. Więc to w sumie korzystne dla Ciebie. Ale niezawsze. Ten brak ciągłej czujności to z jednej strony „bezpiecznik”, bo gdyby mózg ciągle był na 100% rozkminiający, to mogłoby się to skończyć niedobrze dla psychiki.
Ale mózg jest „oszczędzający” energię a Ty możesz czerpać bezrefleksyjnie wiedzę z rolek i innych tik-toków. Mniejsza o to, jeśli to rzeczy w stylu: „lifehack żeby twój kran błyszczał”, bo najwyżej zedrzesz kran druciakiem i na darmo zużyjesz butelkę nabłyszczacza do zmywarki (będą straty finansowe ale nic poważniejszego), ale gorzej gdy „lifehack” będzie dotyczył zdrowia.
W sieci widzę pewne „mody”. Najpierw wszędzie był olej kokosowy, który nie jest najlepszym wyborem (i gdyby to konto miało większe zasięgi to pewnie bym dostał w „prywatnej wiadomości” nawet groźby od ultrasów i fanatyków tego tłuszczu) ale nie jest to dobry wybór (a co z tym zrobisz? Twój wybór, ja mówiłem). Dlaczego o nim mówię? Bo to był absolutny dietetyczny top, wręcz „superfood”. Nie oglądam telewizji śniadaniowej, ale wierzę, że kopanie w archiwaliach pokazałoby, jak dużo dostał pochwal od „ekspertów” śniadaniówek.
Z dietetycznych rzeczy też możesz teraz widzieć modę na “proteinowe” lody, batony, jogurty, na wszystko wręcz z ekstra białkiem. O ile to chwyt marketingowy i w rzeczywistości tam tego białka może być niewiele (a może nawet kulka mozzarelli by była lepsza i tańsza niż ten baton) to jeśli ktoś przesadza z białkiem to sobie szkodzi. Normy WHO są takie, że około 0,9g białka na kilogram masy ciała będzie spoko, spokojnie można lekko przekroczyć 1g, choć to są kwestie indywidualne organizmu, różne instytucje i związki pokażą różne dane, inne zapotrzebowanie ma ktoś trenujący siłowo, inną wykonujący pracę biurową (dobrze poznać normy lub zachować bezpieczną granicę lub skorzystać z konsultacji z trenerem/dietetykiem sportowym; to powinna być kwestia indywidualna organizmu); i ok: zdrowy człowiek może rzadko przekroczyć normę. Jednemu nic nie będzie a drugiemu już tak. Ale jeśli nie uprawiasz sportu, nawcinasz się tych proteinowych rzeczy, do tego kilka shake’ów z białkiem, a jeszcze wyciągniesz z normalnych posiłków ten składnik, to można sobie zaszkodzić. I ok: słyszę już kontr-zarzut, że i z piciem wody można przesadzić.
Nie przyczepiam się tylko do białka, to przykład takiego podążania za modami żywieniowymi bez refleksji. Widziałem na IG filmik z tym, że ktoś chwali się 200g białka dziennie, trenuje siłowo. Być może jest pod kontrolą dietetyczną, nie znam też wagi bo być może jest to wyliczone dobrze lub delikatnie przekracza normę tego jednego treningowego dnia, ale zwykły internauta bez wiedzy zgapi to i pomyśli, że to normalne. Może ktoś powie: nie doceniam ludzi, nie wierzę w ich inteligencję wierząc, że wierzą we wszystko co w sieci. Może tak, może na wyrost panikuję. A może SOR jest świadkiem wielu mód i trendów sieciowych.
Na koniec coś z branży sportowej. Zalew ćwiczeń z zakresu plyometrii. Może nawet nie wiesz, co to. Ale jest tego sporo ostatnio. Jeśli prowadzisz siedzący/kanapowy/biurowy/auto-autobusowy tryb życia to może nie jest to najlepszy zestaw ćwiczeń dla Ciebie na początek (tak jak i dłuższe bieganie nie będzie zdrowe, i siłownia bez rozgrzewki i od razu na cały dzień ćwiczeń). Ćwiczenia tego typu są wymagające dla naszego ciała, nie są złe a wręcz przeciwnie. Tylko że jeśli przeglądasz IG i tak: ten skacze, tamta też, każdy próbuje plyometrii, to czemu masz też nie popróbować? Nieważne, że nabawisz się kontuzji, nieważne że może lepiej by było najpierw sobie porobić fajne rozciąganie albo cardio lub tabatę, może szybszy marsz albo marszo-biegi. Skoro plyometria jest popularna, to muszą wszyscy teraz nią trenować.
W tym narzekaniu chodzi mi o to, by nie podążać ślepo za modami ale i żeby tak nie słuchać w ciemno „specjalistów” z Instagramu czy Tik-Toka. Wszedłem na kilka profili żeby sprawdzić, czy te osoby jakoś udokumentowały, swoje uprawnienia (nie musiał od razu wrzucać na relacji dyplomu ale wystarczy podać, że ma uprawnienia). Nie musi też przy każdym ćwiczeniu „ostrzegać” i mówić o wszystkich ewentualnych „przeciw” (takie info można dopiąć do profilu jako post). Albo nie udzielać profesjonalnych porad i zachęcać do współpracy a np. popularyzować wiedzę popularną jak np. żeby się ruszać, zdrowo odżywiać. Tylko że odbiorców przyciąga profesjonalizacja, nie uniwersalne treści (bo te może każdy pisać). I choć zawody w Polsce są uregulowane prawnie ministerialną „skalą” to też oczywiście i: lekarz, masażysta, fizjoterapeuta z dyplomem czasem może zaszkodzić. Tak więc papier to nie gwarancja profesjonalizmu (czasem na kursie w krótkim czasie dowiesz się więcej praktyki niż na 15 wykładach przedmiotu w trybie akademickim).
Najczęściej kwalifikacje weryfikuje rynek, czyli „klienci”. Ale prawdą jest, że czasem żeby wykonywać dany zawód trzeba mieć dyplom/świadectwo potwierdzające kwalifikacje zawodowe. Jest to pewna umowność, że został zaprezentowany Ci pewien niezbędny materiał, że powinieneś wiedzieć jak nie zaszkodzić komuś, że masz pewne pojęcie o danej dziedzinie nauki. A na Instagramie/Tik-Toku tego brakuje, mało kto to weryfikuje, mało kto wymaga potwierdzenia kwalifikacji „specjalisty” sieciowego, w ręce którego oddajesz swoje zdrowie. Sprawdziłem kilka kont, kliknąłem odnośniki do stron. Ktoś uczy na podstawie własnych błędów i kontuzji, ktoś jest gwiazdą Wykopu, ktoś po przegrzebaniu konta pulsuje AWF-em, u kilku osób nie znalazłem papierów ale były na kursach lub mają jakieś powiązanie z klubem piłkarskim więc pewnie wszystko jest legitnie. Sprawdziłem tylko kilka kont.
Uważajcie na siebie.
Photo by ThisIsEngineering: https://www.pexels.com/photo/person-holding-black-smartphone-3912952/