Kobieta urodziła syna. Wszyscy jej gratulują, cieszą się wraz z nią. Siostra jej zazdrości, ona wydała na świat śliczną córeczkę. Gdy wychodziła ze szpitala, płakała. Łzy pomogą jej przetrwać złe myśli. Wkrótce spotka ją wstyd, poniżanie. Od znajomych, a może nawet rodziny. Tak mogła wyglądać jedna z historii, jakich w Afganistanie wiele.
Jedna z opowieści, u źródeł której stoi analfabetyzm i zabobon (a może brak wiedzy?) mówiący o tym, że kobieta może płeć dziecka wybrać. Dramatyzmu sytuacji dodaje fakt, że tu nawet nieposiadanie męskiego potomka może wpłynąć na opinię wyborców. Jeśli urodzisz się dziewczynką, jesteś ,,głupia z natury” (noks-ul-akl), nie będziesz dojadać, bo pierwszeństwo mają chłopcy. Oni też muszą pójść do szkoły jako pierwsi. Jeśli urodziłaś się dziewczynką bądź pewna, że wiele decyzji podejmie za ciebie ktoś inny. Pewnie mężczyzna – oni mają tu kulturową i praktyczną rolę, oni w końcu stanowią o sile rodu.
To jedne z wielu wątków, na które natrafiamy w książce Chłopczyce z Kabulu.
Nie znałem wcześniej Jenny Nordberg, przed zakupem nie poszukiwałem informacji o tej książce (czytałem ją zaś kilka miesięcy temu, jeszcze przed ogłoszeniem kandydatów do Nagrody im. R. Kapuścińskiego za reportaż literacki, więc całkiem na świeżo i bez presji), podczas próby ułożenia sobie tego wszystkiego w głowie podczas lektury zauważyłem elementy śledcze. Po spojrzeniu na notkę autorki dowiedziałem się, że jest dziennikarską śledczą. Podczas lektury czułem, że znajduję się centrum trwającego właśnie dochodzenia: genezy nierówności.
Tworząc książkę, autorka próbowała zaczerpnąć wiedzy o dziewczynkach przebieranych za chłopców od organizacji zajmujących się równouprawnieniem. Negowano to twierdzenie, to zjawisko. Wiedza oficjalna, a w właściwie jej brak, nie przeszkadzały zwykłym mieszkańcom. To ten drugi nurt – oparty na tradycji, nieoficjalny, oparty na opowieściach mieszkańców – najsilniej tu żyje. To nie pierwszy dualizm. Historię, którą opowiada nam Nordberg, poznajemy przez osobowość Azity – parlamentarzystki, a także kobiet, które podczas swojego ,,śledztwa” odwiedza dziennikarka. I tu kolejny rozłam: dwa światy w obrębie traktowania ,,chłopczyc”: w jednym panuje ciche przyzwolenie na zjawisko przebierania córek (np. w szkołach), w innych normy są o wiele bardziej restrykcyjne.
Zamykając tę książkę, zastanawiając się nad opisanymi faktami, przychodzi do człowieka gorzka refleksja nad losem kobiet w Afganistanie. Ale czy tylko? Choć świat nie jest czarny i biały, nie jest też kolorowy, wiele (szczególnie w Europie, Stanach Zjednoczonych), wiemy o nierówności rasowej, płciowej. Zamykając tę książkę, przechodzi człowieka gorzka refleksja. Podczas lektury widzimy jednak kobiety silne – ta moc nie pochodzi od państwa, kultury, mężczyzn – to wewnętrzna siła radzenia sobie w życiu. Współczucie szybko zamienia się w szacunek i podziw.
Znaczną część reportażu zajmuje opis zjawiska ,,chłopczyc”, ale nie jest to opowieść poświęcona wyłącznie im. To panorama Afganistanu, nie zawsze barwna. Wojny, kultura i mentalność, przy tych dwu ostatnich rys historyczny. Drugi wątek to historia Azity – kobiety polityk w kraju zdominowanym przez mężczyzn, kobiety robiącej karierę zawodową (choć czy nie jest także taką mentalną ,,chłopczycą” – silną, zdecydowaną, niepozwalającą się zaszufladkować?), ale w domu żyjącą z drugą żoną męża i płacącą mu ,,prowizję” za to, żeby sama mogła realizować się zawodowo.
Szczególnie przejmujące fragmenty to te, w których widać pewien tragizm w dążeniu do równości. Kobiety, które były tzw. chłopczycami, w dorosłym życiu mają trudności z ponownym staniem się kobietami, z emocjonalnym porzuceniem dawnej natury.
Nie wszystkie kobiety są tu walczące, nie wszyscy mężczyźni godzą się na nierówność. Zastanawiam się, czy to książka o Afganistanie, o ,,chłopczycach”, czy też o prawach człowieka i nierówności. O tym, jak wyjątkową rolę mają kobiety w społeczeństwie. Choć Afganistan jest daleko, to czy wiele z tych zachowań (oczywiście na nieproporcjonalnie mniejszą skalę) nie znajdziemy w nadwiślańskiej mentalności, w tym jak często to mężczyzna stoi wyżej. I nie chodzi tu o gender, feminizm, ale o zwykłą ludzką uczciwość i sprawiedliwość społeczną.
Chłopczyce z Kabulu są obfitym i pojemnym studium wielu tematów, o których tylko wspomniałem. To z jednej strony zaleta, ale i wada tej książki. Rozbudowane przypisy, choć uzupełniają główną narrację, mogą czasem przytłaczać. Moją uwagę jednak przykuło coś innego. Przez cały reportaż przewijają się różne wątki myślowe, które czytelnik może wyciągnąć między wersami. Reporter też ma swoje poglądy i nawet nieświadomie je przekazuje. Dziennikarka możliwie jak najczęściej starała się ukryć za historiami bohaterów, nie ujawniać się, nie sugerować a jedynie naświetlać problem. Ujawniła się jednak w epilogu. Zaburzyło mi to całość. Z jednej strony uzupełnia książkę, daje przyczynek do dyskusji, to też w końcu tylko epilog. Niemniej czytelnik nie został z puentą, a z tezą. Ten krótki fragment, bo mający tylko 7 stron, osłabił mi poprzednie 350.
Książka próbowała odpowiedzieć na pytanie: dlaczego. Ważniejsze, już po tej lekturze, jest inne: czy. Czy naprawdę musimy godzić się na to, żeby wokół nas trwały podziały? Nie trzeba żyć w Afganistanie – wystarczy tu w Polsce przyjrzeć się ludziom obok. W nierówności zawsze ktoś ma interes. Bo gdy uda mu się zasiać w ludziach ziarno niezgody i podziału, przysłania się mechanizmy sterowania.
—-
Okładka pochodzi ze strony wydawcy książki