Surowe, głębokie, przeszywające – emocje. Imany – Live at The Casino de Paris [RECENZJA]

Jesień kojarzy mi się z wierszami Staffa, zapachem spalanych zgrabionych liści, mocną czarną herbatą i Imany – z jej charakterystycznym, głębokim głosem. Schyłek października do tego ostaniego skojarzenia przyniósł kolejną płytę mającej francuskie korzenie artystki. Koncert zarejestrowany w słynnym Casino de Paris przeniósł mnie na ponad godzinę do świata piosenkarki, która lata temu skradła moje serce. I duszę.

Nowy album Imany to album kompletny, otrzymujemy materiał koncertowy w wersji audio i video. Płytę możemy zakupić w wersji 2 CD + DVD (dźwiękowy i wizualny zapis koncertu oraz EP z nowymi utworami) lub sam koncert na CD + DVD. Podczas koncertu został zaprezentowany materiał z obu albumów, z The Wrong Kind of War i The Shape of a Broken Heart. Na uwagę zasługuje też bonus, który na płycie DVD został przerzucony do materiałów dodatkowych, czyli cover utworu Bohemian Rhapsody zespołu Queen oraz Human, który w oryginale wykonuje Rag’n’Bone Man.

Zacząłem od obrazu, od widowiska w militarnej estetyce – wizualnie i wokalnie wpisuje się to w charakter słynnego Casino de Paris, w którym zarejestrowano koncert. Instrumenty smyczkowe, klawiszowe, perkusja, chór i Ona.

O samym wokalu Imany, a w zasadzie to o towarzyszących mi emocjach, mógłbym mówić wiele. Imany rozbudza we mnie wiele emocji, jej głęboki, trochę surowy wokal, charyzma i nieodłączna ekspresja. Piosenkarka wypracowała swój własny styl – odmieniane przez przypadki (i już wielokrotnie przeze mnie zresztą wymieniane w obrębie tych kilku akapitów) emocje. Tak, właśnie: EMOCJE, bo gdy Imany jest statyczna czuć głębię i napięcie tego, co pod jej skórą, w jej ciele, w sercu, w duszy próbuje wydostać się na zewnątrz, tych pokładów odczuć i wrażeń, które dają się nazwać jedynie zmysłom. To kryje się w niej. Gdy na scenie robi show, przenosi do swojego świata. Jak bodaj każdy prawdziwy artysta.

Imany jest piosenkarką, która zarówno komercyjnie, jak i w poza głównym nurtem, radzi sobie dobrze, jej słuchacze to zróżnicowana grupa, co łatwo można prześledzić choćby na podstawie fragmentów koncertów dostępnych w sieci albo emitowanych w telewizji. Sama wokalistka łączy gatunki, odnajduje się zarówno w muzyce popularnej, jak i w bluesie, gospel, soulu. Jej utwór Don’t be so shy dwa lata temu nawet zremiksowali Filatov & Karas, przenosząc twórczość Imany jeszcze bardziej do mainstreamu.

Jej drugi krążek szczególnie próbował być społecznie zaangażowany. Choć debiut z komercyjnie dobrze przyjętym You will never know w pełni przybliżył wokalistkę, drugi album nie okazał się wcale słaby. Podczas paryskiego widowiska na scenie zaprezentowany został materiał z obu krążków, wersje utworów z pełnym bogactwem żywych instrumentów.

Oprócz dwóch wariantów płyty z zapisem koncertu w wersji audio i video, możemy także zakupić, jeśli nie chcemy w pakiecie z paryskim widowiskiem, EP Imany. Jest to być może zapowiedź nowego krążka, nad którym artystka aktualnie pracuje (poprzedni krążek również zapowiadał minialbum). Na ,,epce” usłyszymy m.in. znany skądinąd utwór Hey little sister.

Nowa płyta Imany to dobra wiadomość dla zniecierpliwionych fanów. Artystka na jakiś czas wycofała się ze sceny, by poświęcić się swemu najważniejszemu dziełu, czyli dziecku. Powrót artystki z krążkiem zawierającym pełny zapis audio i video, a także z materiałem nowym, jest nie lada gratką nie tylko dla fanów piosenkarki. Otrzymaliśmy bowiem naprawdę porządny i obfity materiał, zróżnicowany pod względem doboru utworów, wyreżyserowany koncert z chórem, z niepowtarzalnym klimatem, z wieloma instrumentami, ze wspaniałą atmosferą. Z radością, którą Imany obdziela widzów, ale i z jej łzami, gdy się wzrusza. Wykonanie już znanych utworów często wnosi coś nowego, Imany nigdy nie brzmi tak samo, wykonanie często wplata pewną improwizację, odejście od pierwotnego brzmienia znanego z płyt, to zabieg celowy. Imany daje się porwać podczas tego koncertu energii na scenie, ale i tej wysyłanej przez publiczność. Koncert, zorganizowany z myślą o rejestracji video, pragnie dostarczyć nowej jakości już znanemu materiałowi (to cel zamierzony), ale wokalistka idzie także na żywioł, daje się porwać nurtowi energii (to wartość nowa, dodana, pewnie wielokrotnie wynikająca ze spontaniczności i improwizacji). Choć to jedynie zapis video, wiele scen z koncertu zapada w pamięć, te podróże Imany w głąb siebie, gdy jakby duchowo jest gdzieś z dala, i te jej powroty z żywiołowym tańcem, z niepotrafiącą dać ujścia nagromadzonej energii zabawą. I przeszywający, głęboki, surowy i miejscami wręcz szorstki wokal. Z Imany mam tak, że czuję tak wiele, że wydaje mi się, że mogę o niej mówić wiele, a później okazuje się, że ta siła emocji nie pozwala mi wypowiedzieć zbyt wielu słów. Koncert, który zapada w pamięć, płyta, która smakuje (tak jak poprzednie) najlepiej wczesną jesienią, ale z autopsji wiem, że gdy w parku będzie już szaro, a nad głową schowane za chmurami słońce będzie ledwo obecne za gołymi konarami drzew, i wtedy też Imany będzie się dobrze słuchało.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *