Blady Król idzie. I pozamiatane [recenzja]

Podczas przedpremierowych odsłuchów nazwałem Bisza na tym krążku ,,królem wewnętrznych wilków”. Po wysłuchaniu całego krążka w dniu premiery dla preorderowiczów uznałem, że album nie wypada blado. Powiedzieć jedynie tyle, że nie wypada blado, to tak naprawdę nie odnieść się do tego krążka w ogóle. Blady Król to jeden z najmocniejszych kamieni na artystycznej drodze Bisza. Połączony z oddającą klimat krążka warstwą muzyczną Kosy sprawia, że album (co wcale nie jest wykluczone) już stał się najmocniejszą pozycją na rapowej liście 2021 roku. Dlaczego?

Rapowa scena kojarzy mi się z oczekiwaniem każdego roku na kogoś, kto przyjdzie i pozamiata. To takie ciągłe oczekiwanie i sprawdzanie, jak wysoko została postawiona poprzeczka i gdybanie, czy uda się jeszcze choć trochę ją podrzucić. Zanim skończy się pierwszy kwartał 2021, już wiadomo, że przyszedł Blady Król. I że pozamiatał.

Miniony rok – ten 2020 naznaczony przed dystans między ludźmi – dotkliwie uderzył w przedstawicieli wielu branży, ale i w artystów. Im także potrzebne było, i jest, wsparcie, może nawet bardziej niż wcześniej. Trasę Ducha Oporu – poprzedniej płyty Bisza, którą stworzył z Radexem, zahamowała epidemia. W tym czasie – czasie trudnym przede wszystkim psychicznie i duchowo, nie tylko fizycznie, bydgoski raper stworzył krążek, który wręcz ocieka od emocji. Zawsze w tego przypadku dziełach artysta musi zadać sobie pytanie, do jakiego stopnia chce się otworzyć przed odbiorcami, jak bardzo ogołocić się z uczuć, przeżywanych stanów, obaw, lęków. Bisz zawsze był szczery, czasem używał do opowiedzenia o jakiejś prawdzie o świecie wymyślonego ,,bohatera-narratora” (przywilej każdego artysty), najczęściej jednak utożsamiał się ze stworzoną przez siebie pierwszoosobową narracją. W przypadku Bladego Króla zrzucenie szat i masek, by pokazać nagie emocje, jest chyba najszczególniej widoczne. To bardzo osobista płyta, obleczona w symbole i metafory, i nawet jeśli zawiera elementy kreacji (a tych jest wiele choćby podczas ,,stwarzania” świata – ten element kreacji ,,krainy” w której odbywa się akcja opowieści jest nieczęsty moim zdaniem w twórczości muzycznej, tej funkcjonującej w kulturze popularnej, a rap przecież znajduje się w obrębie tego co masowe).

Ten miniony 2020 rok także przewartościował nasze wnętrza za sprawą relacji, komunikacji. Muzyka, czyli kogoś, kto funkcjonuje z publicznością i z fanami, ale także i dla nich, cała ta sytuacja musiała dotknąć (i dotyka). Próba wyjścia z tego stanu stworzyła świetną kampanię marketingową, ale może inaczej: nie kampanię marketingową (bo ta kojarzy się mimo wszystko perswazyjnie, a więc negatywnie) ale relację z fanami. Przez kilka kolejnych niedziel Bisz pisał do swoich fanów maile, konsekwentnie, z serducha, pisał o planach, o terminach, był z fanami myślami a oni z nim. To była bardzo cenna namiastka kontaktu z artystą, namiastka w sytuacji, gdy nasze całe życia stały się zdalne. I ta zdalność trwa już rok.

Blady Król jest kolejnym albumem koncepcyjnym Bisza, na krążku utwór po utworze widzimy spójną historię człowieka i jego wnętrza, z powtarzającymi się postaciami, emocjami, słowami, artefaktami, a szerzej: z toposami. Wspinamy się po emocjach, by dosięgnąć apogeum, a następnie doświadczać stopniowego wyciszenia. Droga muzyczna Bisza to droga rozwoju, jego bunt w przeszłości był buntem autentycznym, a wyjście z okresu ,,burzy i naporu” ku dojrzałości (co nie oznacza końca ,,beefu ze światem”) jest również krokiem autentycznym. Bunt może w końcu być też estetyczny, a także kulturalny. Buntem może być też bliższe poznanie siebie i mieszkających w sobie emocji, aby zbyt łatwo nie ulegać światu, ale znać swoją wartość i przede wszystkim siebie.

Bez przesady myślę, że można powiedzieć, że nie istnieje w tym kraju drugi tak mocno zaangażowany w kulturę raper. Bisz pisze wiersze, opowiadania, rapuje i jest tłumaczem kultury na język rapu. Jeśli ktoś ma wątpliwości, zachęcam do jego audycji Notatki z podziemia (jest dostępna np. na YouTube).

Przy tej okazji nie wolno zapomnieć o producencie Macieju 'Kosie’ Kosickim. Jego ucho i umiejętności sprawiają, że słowa rapera trafiają w określony klimat, klimat mroczny, odwołujący się do wnętrza. To nie pierwsza współpraca Kosy z Biszem, efekt ich pracy to albumy Zimy, czy też Idąc na żywioł (oba krążki można kupić w specjalnej edycji preorderu).

Wiem, że te wersy z Bladego Króla z czasem będą się we mnie otwierały. Wilk Chodnikowy żyje we mnie od lat i im jestem starszy, tym więcej z niego czerpię. I rozumiem. Wczytanie się w teksty z nowego krążka, a więc dłuższe przystanięcie przy warstwie znaczeniowej, daje różne interpretacje. Pierwszy odsłuch płyty zwrócił moją uwagę na wers ,,gdzie jesteś mały książę? woła blady król”, po którym za kilka numerów następuje tytułowy utwór (znany w ograniczonej formie z przedpremierowych klipów publikowanych w sieci, a więc skojarzenia nasuwały się od razu). Nie zabrakło, jak to u Bisza, złożonych metafor. Próba zrozumienia wszystkich, ogarnięcia wszystkiego jest nadaremna, bo jak to u Bisza: interpretacje przychodzą z czasem, czas też różnie rozkłada akcenty na poszczególne sformułowania (dobrym przykładem jest np. Labirynt Babel, który otwiera się przed słuchaczem stopniowo, a przynajmniej mi trochę zeszło, żeby wyłapać większość tego, co podczas pierwszych odsłuchów nie było jeszcze tak widoczne).

Oczekiwania wielu fanów wobec każdej kolejnej płyty, a więc i wobec Bladego Króla, są takie, aby powtórzyć klimat Wilka. Już o tym kilka słów napisałem przy recenzji Ducha Oporu [LINK] I choć odpowiedzią rapera na tę kwestię było m.in. Piękno i Bestia, tak myślę, że Blady Król jest takim ostatecznym momentem, w którym uda się pogodzić i arcy fanów Wilka (jestem wśród nich) i tych, którzy czekają na kolejne nowe projekty rapera (jestem i tu), ufając mu, że wie najlepiej, w którym kierunku chce iść (i czyni to konsekwentnie).

Jak wspomniałem, przeogromnie cenię Wilka Chodnikowego i jest to dla mnie nie tylko wyjątkowa płyta, ale przede wszystkim bardzo ważny tekst kultury. Słuchając Bladego Króla doszedłem do zaskakującego wniosku, że z Wilka chyba zacząłem wyrastać (choć jest dla mnie niezmiennie i tak samo bardzo ważny), bunt zamieniam na stopniowe godzenie się z rzeczywistością. Wilczy bunt osobisty przechodził u mnie w bunt kulturalny, w manifest, jak w Duchu Oporu, aż do dotarcia tam, gdzie sięga Blady. Osobiste bunty zamieniam w samopoznanie, dlatego ten album dla mnie (ale i dla wielu osób, które stopniowo nabywają kolejnych lat przy akompaniamencie wersów Bisza) ten album będzie następnym krokiem w rozwoju osobistym. Blady Król jest osobisty, to bardzo intymna opowieść, bo sięgająca w sposób intensywny wnętrza, całość dopełnia klimatyczna, idealnie zarówno uzupełniająca, jak i unosząca się ponad słowami, warstwa muzyczna. Słowa i dźwięki, muzyka i wykonanie, żyją tu w symbiozie, wszystko jest tu idealnie dopasowane i wymierzone tak, że nic nie odstaje. Niepowtarzalny klimat, który nie kieruje na zewnątrz, ale do środka, do serca, do emocji (przede wszystkim), do psychiki (głównie) ale i do wyobraźni: do postaci Bladego Króla, który przechodzi przez poszczególne utwory, do osoby Małego Księcia, do początków, do sal, a nawet przed tron.

Tytuł nawiązuje do ostatniej książki amerykańskiego pisarza Davida Fostera Wallace’a, który zmarł tragicznie w 2008 roku. Blady Król Wallace’a może być interpretowany jako synonim nudy – składowej depresji, jak w swym książkowym eseju Pokolenie wyżu depresyjnego w pewien sposób zauważa Michał Tabaczyński. Do postaci Wallace’a Bisz nawiązuje w utworze Poświęcić wszystko. Raper jednak idzie dalej, jego Blady Król to także określony wewnętrzny stan (nie chciałbym psuć odbioru, rzucać na ławę wszystkiego, co autor próbował przecież opisać na przestrzeni wielu utworów), któremu towarzyszą myśli, zachowania (może także wizje, albo też kulturowe metafory i odniesienia, które za pomocą obrazów mają te stany nazywać?). Wspomniany już utwór Poświęcić wszystko staje się tu punktem kulminacyjnym, do którego dążyło napięcie, a po którym emocje stopniowo zaczynają wygaszać, następuje uspokojenie, któremu towarzyszy oczyszczenie. Emocje, które zataczały coraz mroczniejsze kręgi i coraz głębsze emocje bladości, starają się dążyć do spokoju i wewnętrznej harmonii.

Recenzja wymagałaby, aby omówić absolutnie każdy (albo prawie każdy) aspekt tego wydania (bo całość wykracza poza krążek). Jest to bardzo bogaty materiał, ale nie za sprawą mega wypasionych gadżetów (czasem preordery zawierają mnóstwo ,,głupotek”, które służą tylko temu, aby pokazać, że to wersja rozszerzona). Bisz dołączył pewną ,,karteczkę” z datą. Nie chcę zdradzać, ale domyślam się, że ta historia ma zamiar powrócić, że preorderowiczów coś jeszcze czeka. Domyślam się, że może to być połączone z dołączoną do krążka dodatkową płytą, na której… zdradzę może tylko, że znajdują się między innymi teksty i fotografie. Nie chcę zdradzać niczego więcej (myślę, że Bisz i Kosa też tego nie chcą). Powiem tylko, że obcowanie z całym wydawnictwem jest jak kłącza, jak wędrówka przez labirynt: krążek podstawowy, dwa wczesne wydawnictwa muzyków, bogaty materiał na dodatkowym CD, foldery, pliki. Przypomniały mi się okolice 2005 roku, przypomniały mi się podwórkowe CD-eki z materiałem ,,mieszanym”, bo każdy na podwórku/na dworze/przed blokiem (zależnie, w jakiej części kraju mieszkasz) liczył do siedmiuset i szkoda było zostawiać na płycie wolne miejsce. Biszu, zrobiłeś mi mega klimat z tą dodatkową płytą! I już jestem cicho i nie rozpowiadam, co za skarby tam są poukrywane. Powiem jeszcze tylko, że ,,wersja reżyserska” Bladego Króla, zamieszczona na tym dodatkowym CD, robi ogromną robotę, przypomina muzyczne słuchowiska, które Bisz i B.O.K minionej zimy tworzyli na podstawie swoich krążków. Przypomina Notatki z podziemia – literacko-muzyczną audycję Bisza. Gdyby kontekstów, znaczeń, elementów tej opowieści było komuś za mało, skity znajdujące się pomiędzy utworami podsuwają kolejne warstwy znaczeń. Wszystkie te dodatki są preorderowym wydaniem Bladego Króla, być może pojedyncze egzemplarze można jeszcze zakupić.

Nowa płyta przynosi mi ukojenie. Taka rodzajowa scenka.Wracam do domu z pracy, wyprostowany jeszcze bardziej, niż życzyłby sobie Pan Cogito w swoim ,,przesłaniu”, nadmuchany powagą, w słuchawkach na uszach. Spoglądam na prawdopodobnie niepełnosprawnego intelektualnie chłopaka, który cieszy się i wścieka z brązowym kundelkiem. Zwierzak do mnie podbiega, patrzę na jego przodozgryz, wygląda śmieszno-strasznie. Patrzę na rozbawionego chłopaka, uśmiecham się do niego tak, żeby pokazać to oczami (skutki zasłoniętych maseczką ust – więcej trzeba teraz pokazać oczami, spojrzeniem). Przechodzę dalej, słucham dalej, w słuchawkach były chyba już te słowa:

,,Gdybym jeszcze raz miał żyć nie zmieniłbym nic
Całe życie pchałem syf nie zmieniłbym nic
Czarne noce, szare dni nie zmieniłbym nic
Ból, gniew, lęk, wstyd nie zmieniłbym nic (…)”

Nie chcę tego nazwać jakoś niewłaściwie, ale nie spodziewałem się, że jakikolwiek utwór Bisza mnie wzruszy a jednocześnie sprawi, że coś we mnie pęknie. Uwielbiam w twórczości rapera te elementy pesymizmu albo inaczej: twardości życia i tej nadziei, że warto pchać ten syf (może dlatego dwie najulubieńsze płyty to Burza i Napór i Wilk Chodnikowy – bo pokazują życie bez upiększeń, ale z całą jego prawdą, nawet jeśli ta jest gorzka. Życia nie trzeba sztucznie upiększać, trzeba je poznać i zaakceptować takim, jakim jest, tak myślę i Bisz mi pomaga oswajać te wewnętrzne wilki dnia codziennego już od lat. Ale teraz po raz pierwszy rozpłynąłem się pod wersami, jakbym nagle dostrzegł jakąś ukrytą prawdę o świecie, która była tuż obok, jakiś optymizm drobnej codzienności. Blady Król wydawał mi się od pierwszego odsłuchu, i od odsłuchów przedpremierowych, pesymistyczny, może nawet mroczny, ale tak jak wspomniałem: emocje tu stopniowo stygną od momentu utworu Poświęcić wszystko, z którego pochodzi ten powyższy cytat. Cytat, który stanowił dla mnie jakąś ścieżkę dźwiękową drobnych wydarzeń, sprawił, że pojawiła się pewna zaskakująca radość i chęć doceniania tego wszystkiego, co może niewielkie, takie przeciętne i normalne. Zeszła ze mnie cała ta spina, napięcie i nadęcie, a przyszła radość. I jakaś forma wzruszenia, choć, pożyczam często to sformułowanie od Bisza ,,jestem wrażliwy, lecz nie jestem miękki, ostrzyłem swoje życie na krawędzi”. I taką właśnie moc ma nowa płyta duetu Bisz i Kosa: otarcia o bardzo głębokie emocje, a potem stopniowego oczyszczenia. Na nowy krążku często następująca odwołania do przeszłości, do pamięci. Być może nie wierzymy już w świat sprzed pandemii. Być może niesłusznie, a być może to dobry moment, by bardziej skupiać się na teraźniejszości. A tę czynność warto rozpocząć od spojrzenia w siebie.

Fot. Edyta Rachwał

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *