Hard life? – Benedict Wells – „Hard Land” [RECENZJA]

Czy do śmierci, jak i do życia, można dojrzeć? A do cierpienia? Motywem wielu mitów i opowieści jest inicjacja – przejście, pokonanie pewnych etapów by przejść do kolejnego. Czym są narodziny, jeśli nie przejściem z ciemności do światła?

Lektura „Hard land” autorstwa Benedicta Wellsa przenosi czytelnika w świat lat 80, w świat młodości, wakacji, popkultury tej szalonej dekady. W przypadku nostalgii, ale i melancholii – wspomnień za tym co było – czujemy często smutek. Smutek tej powieści nie jest w głównej mierze nostalgiczny. To smutek ponadczasowy, to współczucie. Wynika on z odchodzenia kogoś bliskiego, pomiędzy poetyckimi sformułowaniami rzucanymi pośród słów młodego bohatera, pośród jego wrażliwości zestawionej z siłą i mocą młodości – młodości ze wszystkimi chyba tego konsekwencjami, napotykamy na tworzący cały ten świat nieśmiertelny duet: na śmierć i życie. Na śmierć. Ale i na życie.

Obok tych dwóch stałych i niezmiennych czytelnik staje się obserwatorem letniej przygody wakacyjnej paczki, w tle w warstwie wspomnień znajdzie się też inna stała – szkoła, która się wkrótce skończy, przyszłość. Rzeczy stałe. Każdy z nas miał takie wakacje przełomu życia, zapowiadające dorosłość. Miłość, beztroska, praca, marzenia, plany. Niby sielanka ale podszyta niedaleką przyszłością, która będzie kazała coś ze sobą zrobić. Takie „babie lato” z pajęczą nicią w powietrzu, taki kres września: jeszcze ciepło ale czuć, że za chwilę przyjdzie jesień. I jeszcze coś: przeżywanie wakacyjnej radości życia tuż obok emocji trudnych: odchodzenia kogoś bliskiego. Bohater żyje w dwóch światach.

Wiedziałem, że będzie to książka emocjonalna bo takie recenzje zbierała, że gra na cienkich strunach. Podejrzliwie do tego podchodziłem próbując samemu sobie udowodnić, że mnie to nie ruszy, że recenzje, blurby, opinie, krytycy. A jednak. Te struny we mnie drgały. Subtelna choć nie kastrująca młodości książka, z pozoru prosta opowieść o codzienności młodych ludzi, ale podskórnie jest tam wiele, bo bohater rzuci jakimś tekstem, który jak echo w duszy rozbrzmiewa.

Chłopiec, który powrócił jako mężczyzna – to bohater „mitologii” miasteczka, postać z tomiku wierszy, które wszyscy uczniowie miasteczka muszą omówić na lekcji literatury w szkole. To też główny bohater „Hard land” – 16-latek, który wchodzi w dorosłość pewnego lata, które w pigułce dostarczyło mu radości życia i jednocześnie żałoby. To też opowieść o przyjaźni, rodzinie, o traumach, o odwadze, o sklejaniu w całość relacji (wątek rodzinny głównego bohatera). Fabularnie może nie dzieje się za wiele, choć jest to książka dynamiczna, czyta się ją szybko, jest absorbująca. W warstwie podskórnej: emocji, motywów, wątków, zawiera wiele. Trafi i do urodzonych w latach 80 za sprawą tła akcji, i do młodszych. To uniwersalna opowieść, zawierająca opis życia – a więc czegoś zarówno zindywidualizowanego (ilu ludzi, tyle żyć) ale i uniwersalnego – życie to w końcu proces, który zawiera w sobie wiele stałych elementów, wspólnych dla każdego.

Nie zaszufladkowałbym jej do określonej kategorii, powieść ociera się o young adult przez moment, odnajdą się w niej także dorośli, jeśli dorośli to 40-latkowie lat 80. Ich młodsi o dekady koledzy także, bo uczucia, dojrzewanie, życie – bo to tematy uniwersalne, ponadczasowe.

Fabuła nie jest jakoś szczególnie złożona, a jednak wciągająca, krótkie rozdziały – 49, jak 49 tajemnic miasteczka, sprawiają, że łapczywie szukamy więcej.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *