„Mireczek” A. Zbroi jest śledztwem prowadzonym w poszukiwaniu straconego ojca. Porwała go ona: wódka.
Autorka przy okazji wyrzucenia z siebie rodzinnej opowieści pokazuje pewne stałe alkoholizmu w rodzinie, pewne zachowania Mireczków i innych dysfunkcyjnych rodziców, którzy na pewnym etapie swojego życia zaczęli flirtować z wódką, by wreszcie oddać jej swe serce.
A. Zbroja próbuje zrozumieć alkoholizm ojca i samego ojca. Jest to trochę śledztwo, trochę literatura non fiction a trochę kreacja, to też próba odtworzenia biografii pewnego pokolenia: pokolenia urodzonych w PRL i wychowujących sie w Ludowej Polsce Mireczków. To też opowieść o ich dzieciach: o pokoleniu 30-latków niosących na barkach swoich ojców alkoholików, ludzi próbujących poskładać siebie w całość. Autorka pokazała przy okazji ogólne tło socjologiczne, ale i mocno subiektywnie przesiane przez pewne JA – i to JA ma wiele cech wspolnych z Nimi, Nami, Tamtymi. Tymi Nimi, czyli DDA (Dorosłymi Dziećmi Alkoholików). Zbroja pokazała to, co siedzi w ich głowach. Autorka pokazuje, że alkoholizm jest chyba jak nowotwór, bo atakuje coraz więcej, jak choroba zakaźna bo dotyka też niepijących bliskich. Może też to choroba dziedziczna, przenoszona drogą płciową? A. Zbroja nie epatuje incydentami, akcjami (a mogłaby), choć ich nie przemilcza.
Zastanawiałem się tylko: po co? Czy to jest aby w porządku, by tak wprost o zmarłym rodzicu, z imienia, nazwiska? Tak wprost. Jestem pewny, że autorka i tak wiele przemilczała. W jakim celu ten „Mireczek”? By zrzucić traumę? Pomóc innym takim z bagażem doświadczeń? A po co czytamy stare reportaże ze świata, który już nie istnieje, z odległego kontynentu? Z ciekawości. Jest to książka oczyszczająca, uwrażliwiająca, mocno intymna ale i w pewien sposób uniwersalna. Opowieśc o Mireczeku, a może i o Janku, Mieczysławie, a może w przyszłosci i Alanie, Bruno, Miłoszu?