Kawa, yerba mate i niektóre z powieści G. Greene’a. To takie moje małe ulubione rzeczy a jednocześnie fascynacje, które kojarzą mi się z moim ulubionym obszarem na globie. Nie potrafię powiedzieć, dlaczego Ameryka Łacińska tak silnie we mnie rezonuje. Ale tak jest.
Wiem też, że nie jest to utopijna kraina. Boleśnie mi to uświadomił zbiór reportaży „Tańczymy już tylko w Zaduszki” autorstwa Marii Hawranek i Szymona Opryszka. Tamten zbiór mnie po prostu bolał. Mój stosik reportaży o tej części świata więc musiał czekać, przybywało do niego książek, aż w końcu spoglądałem na ,,Dziobaka literatury. Reportaże latynoamerykańskie”, odkładanego w czasie i na kupce, w końcu sięgnąłem po tę antologię pod redakcją Beaty Szady. Gdy po wstępie okazało się, że będzie lżej ucieszyłem się, pomyślałem, że może ostrożnie ale jednak sięgnę też po inne książki na moim stosiku. Założeniem było pokazanie tekstów nie tylko o brutalności ale i o codzienności, o drobności, jak zauważa redaktorka tej antologii, latynoamerykańscy dziennikarze pozwalają sobie bowiem na lżejsze tematy. Czy było faktycznie lżej?
Zbiór rozpoczyna portret – popularny nurt reportażu w Ameryce Łacińskiej, to historia noblisty G.G. Marqueza opowiedziana przez pryzmat jego dentysty i zębów Noblisty, to jak ożywcze uderzenie po wypiciu chłodnej lemoniady w najgorętszy dzień roku, a przecież po tym reportażu otrzymujemy opowieść o Inca Koli – żółtej oranżadzie, która wyparła Coca-Colę. Za chwilę jednak oczom czytelnika ukazuje się przerażający reportaż o ataku gangu na bus, ale pokazany przez pryzmat ofiar. Pryzmatów jest tu dużo: Pinochet pokazany za sprawą swej okazałej biblioteki, Che Guevara przez spojrzenie świadków jego śmierci i ludzi sprzedających pamięć o nim, mentalność przez pryzmat nadawania wymyślnych imion (tu do głosu dochodzą liczni nosiciele imienia pochodzącego od nazwiska Hitlera), wspomniany dentysta Marqueza albo fenomen wspomnianej inka coli, która też jest tu tylko pretekstem do powiedzenia o ludziach. Zbiór kończy obfity tekst popularnego także w naszym kraju, m.in. za sprawą choćby „Głodu”, Martina Caparrosa.
To nie tylko reportaże o Ameryce Łacińskiej, ale reportaże latynoamerykańskie, to więc nie próba zrozumienia tej części świata ale to relacja samych zainteresowanych. Jak w posłowiu zauważa Mariusz Szczygieł: ta szkoła reportażu i polska szkoła mają ze sobą wiele wspólnego (obie łączy m.in. postać Ryszarda Kapuścińskiego).