Debiut H. Hessego i malownicze opowiadania [recenzja]

Hermann Hesse kupił mnie już dawno i co jakiś czas o tym mi przypomina. Ponad dekadę temu zachwycił mnie „Wilk stepowy” – pożółkłe wydanie z biblioteki. W międzyczasie zaczęła się ukazywać kolekcja dzieł Noblisty, którą sobie zbieram i czasem zaglądam do niej. Krótko o dwóch pozycjach pisarza.


Sięgnąłem po dwa opowiadania: „Klein i Wagner” oraz „Ostatnie lato Klingsora”. To drugie to przepełniona barwami pochwała życia i przyjaźni, świata i jego blasków. Pierwsze z opowiadań to dla mnie majstersztyk i to jemu chcę poświęcić więcej uwagi. „Klein i Wagner” jest gęstą od myśli i wewnętrznych monologów bohatera opowieścią, którą można odczytywać w psychoanalitycznym kluczu ale i egzystencjalnym. Bo głównego bohatera, targanego wewnętrznym konfliktem, wątpliwościami, lękiem umiesciłbym między Camusem a bohaterem Grahama Greene’a, tyle że to bohater tak bardzo Hessego i tak bardzo różny od kreowanych przez niego postaci. Dualizm postaci, ucieczka przed sobą i przed własnymi lękami, przed przeszłością w mrok tej przyszłości, która zamiast odkupieńczą szansą jest pełną niepokoju teraźniejszością. Pierwszy z utworów – „Klein i Wagner” to opowieść do czucia i odczuwania, to próba wejścia w obawy i lęki wewnętrzne głównego bohatera. To bardzo też gęsta znaczeniowo opowieść, to traktak moralny o winie i poszukiwaniu ukojenia, za drzwiami grzechu (zamkniętymi? gdy zamkniemy się w swej winie; za otwartymi? gdy zaczniemy szukać wybaczenia) bohater analizuje rzeczywistość, jest więc Teresina symbolizująca życie, witalność, energię, taniec, zmysłowość – to wszystko, co dla powściągliwego człowieka czasem może ocierać się o brud. Jest też, jak to u Hessego sztuka – coś wymykającego się światu, przenoszącego w inny świat. Jest też Bóg i poszukiwanie u Niego zrozumienia, co przyznam szczerze było dla mnie zaskoczeniem, bo Hesse często poszukiwał w swej twórczości mistycznych ziaren, głównie w buddyzmie ale i w Absolucie, nie odwołując się nigdy wprost do Boga judeochrześcijańskiego. Nie jest to jednak teologiczna wykładnia winy i kary, bo pod podszewką widać filozoficzne rozważania Hessego. To tylko kilka kwestii, bo o samym głównym fabularnym wątku nie powiedziałem za wiele, a jedynie o warstwie znaczeniowej. Dla mnie to opowiadanie było od samego początku wybitnym przeżyciem, dlatego że było tak Camusowe, tak Greene’owe i nawet przypominało „Zbrodnię i karę” w warstwie moich skojarzeń, skomponowane jako arcydzieło: krótkie, z każdym słownym dźwiękiem, z każdą nutą tej emocjonalnej symfonii. Mistrzostwo. Wydawca opublikował je jako jedno z dwóch w tym tomie, ale zasługuje ono na bycie niezależnym (choć ono samo to zaledwie lekko ponad 100 stron).

„Peter Camenzind”. Zastanawiam się, co o tej powieści mógłbym powiedzieć oprócz tego, że przyjemność czerpie się już z języka, z samego obcowania z nią. Jest to też powieść-refleksja, opowieść o życiu na przestrzeni lat, bez zwrotów akcji, intryg, nagłych okoliczności, które by tę fabułę plątały. Petera poznajemy w dzieciństwie, poznajemy go w jego własnej opowieści o sobie – wiadomo, że pierwszoosobowy narrator powie nam to, co chce powiedzieć. Peter wydaje się być z czytelnikiem szczery, odsłania przed nim bowiem swoje wnętrze. Jest to powieść przepełniona melancholią, przeszłością, obserwacją własnego świata. Nazwałbym tę książką opowieścią o życiu – będąca w gruncie rzeczy apoteozą istnienia. Debiutujący Hermann Hesse, który za wiele lat zostanie Noblistą i jednym z najważniejszych niemieckich pisarzy obok Manna czy Goethego. Ten sam Hesse, którego główny bohater za duchowego idola uważa w tej powieści św. Franciszka z Asyżu (później u Hessego pojawia się coraz więcej odniesień do psychoanalizy, do buddyzmu, w końcu pisarz jest też autorem „Siddharthy”). Niezmienna wydaje się tu jednak już od pierwszej powieści miłość: czysta, romantyczna, fascynującą, za każdym razem odkrywana od nowa, choć czasem nieodwzajemniona lub platoniczna, to jednak prawdziwa, świeża i odkrywcza. Powieść dla tych, którzy nie szukają przygód a chwilowej medytacji nad językiem.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *