Ewangelia milczy o życiu Jezusa przed trzyletnim początkiem Jego działalności, otrzymujemy opowieść o Jego narodzinach, o ucieczce do Egiptu i o pielgrzymce do Świątyni Jerozolimskiej gdy miał 12 lat. O tym okresie przed początkiem działalności opowiadają apokryfy, czyli te księgi których Kościół nie uznał za natchnione i nie włączył do kanonu.
Dobraczyński te punkty z Ewangelii traktuje jako punkty swojej powieści, uzupełnia te momenty nieobecne w Ewangeliach, w tym tło historyczne i społeczne. Nie czyni tego na taką skalę jak w „Listach Nikodema”, ale za to „Cień Ojca” jest książka lżejszą. Znakomicie pokazuje emocje Józefa, jego rozterki, bycie opiekunem nie zaś prawdziwym ojcem Jezusa, a jednocześnie niebywałą pokorę tego człowieka, który pochodził z rodu Dawida, którego praojcowie Abraham, Izaak, Jakub są ojcami Izraela. Ten pokorny rzemieślnik, który w Biblii milczy, tu dostaje głos. To fantazja Dobraczyńskiego, ale czy uciekając z rodziną do Egiptu i będąc ściganym przez obłąkanego władcę nie ma się w sobie lęku, strachu, niepokoju? To też opowieść o zaufaniu do Boga. Czytając tę powieść tak sobie pomyślałem mimo tego, że jeśli Ewangelie nie skupiają się na momentach dzieciństwa Jezusa to mają w tym swój cel. Dla nich najważniejsza jest działalność Chrystusa, Jego nauka, te momenty w których obie natury: ludzka i Boska są ze sobą połączone. Ewangelie nie opisują, czy Jezus np. jako dziecko uzdrawiał, czy dużo się modlił (poza zaginięciem i odnalezieniem w Świątyni, gdy miał 12 lat, co opisuje ewangelista). Tradycja mówi, że wiódł normalne życie, że zarabiał na życie wraz z Józefem obrabiając drewno (w Ewangelii lud się pyta sam siebie, „czyż to nie syn cieśli?”),a gdy skończył 30 lat, czyli gdy Żyd mógł zabrać głos w Świątyni, Jezus rozpoczął trzyletnią działalność. Dobraczyński nie idzie za apokryfami i fragment dzieciństwa Jezusa opisuje jako zwyczajny i ludzki, w oczach Niemowlęcia Maryja i Józef, trzej magowie – ci, którzy mogą odkryć łaskę – widzą Jego wyjątkowość. Nie miałem problemu z tą książką, ale ta kwestia: czy potrzebna była powieść „rozszerzająca” to, czego Ewangelie nie opisują? Poza tym to powieść napisała pięknym językiem, czuła, przepełniona nadzieją. Pokazuje ludzką stronę Maryi – pokornej, łagodnej, ufnej, kochającej Boga ale i kochającej Józefa. Pokazuje postać Józefa i pozwala sobie tak realistycznie wyobrazić tło Ewangelii, że narodziny w grocie to nie była piękna wigilijna stajenka stawiana przez nas pod choinką, że podróż do Egiptu to była walka o życie a nie jakaś utarta w naszej głowie formułka; wreszcie: że Maryja i Józef to byli ludzie z krwi i kości: kochali, bali się, mieli emocje, ale również wiarę, że Najwyższy się nimi zaopiekuje skoro zostali przez Niego wybrani. Punktem kulminacyjnym jest odnalezienie Jezusa w Świątyni. A potem Dobraczyński, tak jak ewangelista, milczy. W innej książce – w „Listach Nikodema” – pisarz powie więcej. Resztę mówią też Ewangelie.
I takie uzupełnienie: nie wspomniałem niczego o biografii autora. Oceniam książkę – dobrą książkę. Jej autor to postać tragiczna. Nie jest to opowieść o Dobraczyńskim a o jego książce.