F1?
Pokolenie F1 to nazwa umowna, to młodzi skupieni wokół papieża Franciszka (I). Określenie sugerowałoby konotacje sportowe. Fakt, dynamizmu młodym (wszystkich wieków świata) nie można odmówić. Faktycznie? Na wypadek, gdyby coś tu osłabło, Franciszek powiedział o młodych, którzy są ,,emerytami” i o młodych ,,kanapowych”. Warto się przyjrzeć pokoleniu F1.
Odległości między pokoleniami mają kilkadziesiąt lat, młodzież obecna przy obecnym Ojcu Świętym to ci, którzy gromadzili się przy Janie Pawle II, a także przy Benedykcie XVI.
Pokolenie F1? Nie ma co tworzyć kolejnych kategorii, podgrup. Było wcześniej JP2. I jest nadal. To po prostu młodzi – nie tylko wiekiem. Podczas pierwszego oficjalnego przemówienia papież powiedział o młodych „emerytach” duchem. Tak więc i w drugą stronę: starsi mogą być młodymi duchem, niezależnie od wieku.
Franciszek przyciąga do siebie. Jego interpersonalne cechy, pokora i uśmiech, otwartość, radość sprawiają, że jedna do siebie. Ale nie jest to tylko zauroczenie osobowością. Jego nauka jest wymagająca, to nauka Kościoła np. o miłosierdziu, godności życia, pójściu za Jezusem i wyrzeczenia się materialnych rzeczy. Ludzie chcą go słuchać, choć wymaga. Choć wymaga, to wierzy w młodych. I mówi im o Bogu. Jak i jego poprzednicy. Podczas pierwszego spotkania na Franciszkańskiej 3 Papież pokazał, że nie zawsze to jest radość. Bo tu dotknęliśmy tajemnicy cierpienia i wielkiej ciszy. Doświadczyliśmy jej pełniej w piątek.
Na to, co działo się przez ostanie dni, dobrze spojrzeń jak na całość, nie na pojedyncze wystąpienia. Jaka jest młodzież, można było zobaczyć. To pewna grupa reprezentatywna. Ale daje pewien obraz. Jaka jest – każdy widzi. A jaka być powinna?
Kanapowi emeryci zakładają buty
Młodzież na ,,kanapie”. Młodzi ,,emeryci”. To dwie metafory, które wybrzmiały podczas przemówień Papieża. Franciszek przyzwyczaił nas do obrazów, do przenośni wyniesionych wprost z codziennego życia: konkretny człowiek, rzecz, zjawisko. Obrazy. Ludzie. I ich historie. I, co ważne, nie są to chwyty retoryczne, ale pewien sposób myślenia i opowiadania świata.
Środa i okno na Franciszkańskiej 3. Papież zaczyna swój dialog z młodzieżą od człowieka, jego historii. Od wolontariusza Maćka. Środa w oknie na Franciszkańskiej to był mocny przykład, mocne świadectwo. Żeby nie bać się śmierci? Żeby wybrać drogę i jej także się nie bać? W piątek Papież powie:
,,kto pełni uczynki miłosierdzia, nie boi się śmierci”.
Czwartek i pierwsze oficjalne przemówienie. Wprost: musimy dawać innym to, co mamy najlepszego, a nie co nam zbywa. Franciszek mówił o najważniejszym: o miłosierdziu. Wiemy przecież z ,,Hymnu o miłości”. Wiemy też, że to najważniejsze z przykazań. W głowie mamy, że na tym ,,opiera się całe Prawo i Prorocy” – na miłości do Boga i bliźniego. Papież mówił więc o domu, gościnności, otwarciu na głodnych i uchodźców, gościnności. Ale i mocno oraz motywująco wprost o problemach wewnętrznych młodzieży: wycofaniu, smutku, zagubieniu, uzależnieniach. Tu właśnie padła pierwsza z metafor nazwana obrazowym językiem: młodzi „emeryci”. Franciszek wyznał:
,,Napełnia mnie bólem, gdy spotykam ludzi młodych, którzy zdają się być przedwczesnymi „emerytami”. To mnie martwi, sprawia mi ból. Młodzi, którzy wydaje się, że przeszli na emeryturę w wieku 20, 23 lat. Martwi mnie, gdy widzę ludzi młodych, którzy „rzucili ręcznik” przed rozpoczęciem walki. Którzy się „poddali”, nie rozpocząwszy nawet gry”.
Dwa intensywne przesłania. I choć piątek był dniem milczenia, Papież bowiem odwiedził obóz koncentracyjny, złożył wizytę chorych w szpitalu, uczestniczył w nabożeństwie Drogi Krzyżowej, to także wypuścił w świat wymagający przekaz. To właśnie wtedy wybrzmiały m.in. przytoczone wcześniej słowa: ,,kto pełni uczynki miłosierdzia, nie boi się śmierci”. To był czas kontemplacji, skupienia się na obrazie tego świata i obecnych wokół nas cierpień. Oprócz tematów społecznych – w tym do tego najbardziej zapalnego, był czas na refleksję o zwątpieniu i zniechęceniu, o potrzebie pokory. I o tym, gdzie szukać Boga gdy cierpią inni.W centrum życia powinien stać Chrystus. Franciszek nawoływał, że powinniśmy więc dawać dar z życia jak Jezus, służyć innym w uczynkach miłosierdzia, by być znakiem miłości Pana, poświęcać się. W słowach Franciszka Droga Krzyżowa to pójście za Chrystusem do końca. Podąża się nią, by być ,,siewcą nadziei”, by nie przeżyć życia ,,połowicznie”.
Kulminacja i dopełnienie tych słów pojawiło się w sobotę. Papież powiedział:
,,kiedy strach ukrywa się w zamknięciu, to zawsze idzie w parze ze swoim „bliźniakiem”, ze swoją siostrą bliźniaczką, paraliżem. Poczucie, że jest się sparaliżowanym, to jedno z najgorszych nieszczęść, jakie mogą się przydarzyć w życiu. Jest poczucie, że w tym świecie, w naszych miastach, w naszych wspólnotach nie ma już przestrzeni, by wzrastać, marzyć, tworzyć, aby dostrzegać perspektywy, a ostatecznie, aby żyć. Zwłaszcza w młodości. Paraliż sprawia, że tracimy smak cieszenia się życiem, przyjaźnią, smak wspólnych marzeń, podążania razem z innymi. Oddala nas od innych, przeszkadza uścisnąć komuś dłoń, jak widzieliśmy w przedstawieniu: wszyscy zamknięci. Zamknięci za tymi małymi szybkami”.
Po tych słowach, w dalszej części przemówienia pojawiła się kolejna wyrazista metafora, ta o życiu na ,,kanapie szczęścia”, czyli o stanie ,,ospania” gdy to inni o życiu młodych decydują:
„(…) kochani młodzi, nie przyszliśmy na świat, aby „wegetować”, aby wygodnie spędzić życie, żeby uczynić z życia kanapę, która nas uśpi; przeciwnie, przyszliśmy z innego powodu, aby zostawić ślad, trwały świat. To bardzo smutne, kiedy przechodzimy przez życie nie pozostawiając śladu. A gdy wybieramy wygodę, myląc szczęście z konsumpcją, wówczas cena, którą płacimy, jest bardzo i to bardzo wysoka: tracimy wolność. Nie jesteśmy wolni aby pozostawić ślad. Tracimy wolność. I to jest ta cena”.
A więc wprost.
Podjęcie trudu, zejście z ,,kanapy szczęścia”, zrezygnowanie z ,,emerytury” duchowej, pójście za Chrystusem (nawet do końca) – to wszystko dopełnił niedzielny apel o odwagę – słowa, które Papież wygłosił do wolontariuszy. To wtedy padły dwie wskazówki: pamięć, aby być nadzieją przyszłości. Czyli wiedza o tym, skąd pochodzę, świadomość siebie oraz swoich korzeni. Praktykowana m.in. przez rozmowy ze starszymi. I drugi warunek: odwaga teraz, bycie dzielnym, nie lękanie się.
To wyraźna prośba o tworzenie mostów między pokoleniami. Skoro ci młodzi będą tworzyć przyszłość, skoro muszą zainterweniować, by ktoś inny nie decydował o nich, muszą znać przeszłość. I mieć odwagę. Skoro młodzi mogą być emerytami, starsi mogą stać się młodymi. Dopiero na zakończenie tej spójnej, całościowej wypowiedzi Papieża (złożonej z przemówień wygłoszonych podczas wszystkich tych dni) maluje się obraz uczestnictwa, zastępując perspektywę podglądacza, jedynie widza świata (ale przede wszystkim własnego życia).
Język sieci
Przekaz Papieża nie należał do najłatwiejszych, był wymagający, choć był głęboko osadzony w ,,podstawach” chrześcijaństwa. Te rzeczy najgłówniejsze są jednocześnie najbardziej ulotne. I czasem brakuje na nie odwagi.
Papież przekazał je przez charakterystyczne przykłady, obrazowe, takie „mapy myśli”. Mówiąc o dwóch rzeczach…, 3 sposobach na… Przemówił językiem, którym się mówi w nowoczesnym świecie sieci: na blogach, YouTube. Młodzież była i jest ta sama: niespokojna – niespokojna, ale dynamiczna, szukająca. Młodzież w czasie długiej posługi Jana Pawła II, młodzi Benedykta XVI i ci Franciszka – to ci sami ludzie (niektórzy są tu przez trwanie tych wszystkich trzech pontyfików): ci sami duchem, lękami, pytaniami, ale i energią. To taka sama młodzież, choć historia świata i problemy społeczne oraz polityczne są inne (albo podobne, choć geograficznie rozmieszczone tym razem inaczej). I duch oraz radość są te same.