Kwiaty dobra mogą wyrosnąć nawet na gnojowisku złych myśli

Patrzę na człowieka, przed jego upadkiem już może wiem, dlaczego do tego doszło. Zanim dobrze rozbudził się dzień, już wiedziałem, że będzie wkrótce ciemno. Nim podał dłoń, wiadome było, co kryje się w jego sercu.

Wszystko wiemy. A potem patrzymy w te oczy człowieka, a potem zadajemy sobie pytanie, skąd ta myśl, której nawet nie chcieliśmy. Która jest taka obca, która nie może pochodzić przecież od nas – od nas mądrych, cywilizowanych, w ładnym płaszczu lub parce, pachnących czymś wyjątkowym, z drogą torebką na ramieniu albo ekskluzywnym zegarkiem na przegubie.

Skąd w nas ta myśl o kimś, kogo nawet nie znamy?

Z serca.

Czasem to ludzie nas zmieniają, jak pisałem w jednym z wcześniejszych wpisów, często jednak to my sami stoimy za tym syfem w nas. Mądrość Pustyni mówi, że uczynek, gest, to już coś finalnego. Że to skutek tego, co pojawiło się w środku nas. Pierwsza była myśl, to co w nas siedziało. Pewną częścią prawdy jest stwierdzenie, że uczucia nie są z natury dobre ani złe, są neutralne, kluczowe zaś jest, co pod ich wpływem zrobimy. Jeśli jednak czuję do kogoś miłość, będę promieniował nią. Jeśli czuję niechęć do kogoś, będę obrastał w zgorzknienie, w narzekanie, w osądy, moja przestrzeń niechęci do drugiego człowieka będzie poszerzała się o kolejne osoby, aż dojdę do miłosnego i uczuciowego zgnuśnienia.

Z serca pochodzą złe myśli. Te myśli to odbicie tego, co czujemy, i czego może nie chcemy w sobie zwalczać. Z lenistwa wewnętrznego, gdy nie szukam genezy i sposobu rozwiązania tego zwarcia, które powstało we mnie.

Czyny pochodzą z tego syfu, który wytworzył się w naszym sercu i głowie.

Nie jest łatwo wszystko sobie ułożyć, ludzie przez dekady mają pewne myśli, pewne postawy wobec kogoś, kto ich np. skrzywdził. I całe życie walczą, żeby to były tylko myśli, a nie konkretne działania. Żeby nie oddać złem za zło, żeby nie poddać się, żeby nie dokładać innym cierpień, których doświadczyliśmy.

Nie ma wśród nas kogoś, kto nie posiadałby jakiejś formy negatywnych myśli, czy to będzie pozornie charakterystyczna dla naszego gatunku ocena kogokolwiek (chociażby ,,pierwsze wrażenie”), osąd, czy tkwiące jak zadra w sercu zranienie i uraza.

Przypomina mi się epistolarna powieść C.S. Lewisa – Listy starego diabła do młodego. Padają tam słowa o urzędnikach i białych kołnierzykach. Za sednem, tą kwintesencją, tym najczystszym i pierwotnym złem na świecie często stoją nie ci, którzy strzelają lub wykonują rozkaz, ale ta banda urzędników w nieskazitelnie czystych koszulach. Ci, którzy dają zwodniczą myśl, wsączają w serca jad, zawiść, napuszczają jednych na drugich, kłamią, manipulują, nagabują. To spore uproszczenie, ktoś inny strzela, ktoś może nie wykonać rozkazu. Pozostaje jednak pewien model, wzór myślenia o wsączonych w serce człowieka myślach.

Ktoś daje myśl, ktoś kieruje tłumem, a finalnie widzimy młodych chłopaków, jak w powieści Na zachodzie bez zmian, którzy są w centrum czegoś, czego do końca nie rozumieją.

Z pychy bierze się zło, w zasadzie tłem każdej krzywdy i zła jest pycha. Pomyśl o jakimś negatywnym zdarzeniu, a potem zadaj sobie pytanie nie o to, czy u źródła stała pycha, ale o to, w którym miejscu była. Bo była. Bo ktoś uważał siebie za lepszego, bo chciał być lepszy, bo nie godził się na swoją słabość, bo czyjaś duma została urażona, bo chciał udowodnić coś sobie i światu, bo ktoś go obraził, znieważył, wyśmiał jego poglądy, bo jego racja jest ważniejsza niż kogoś innego. Historia zła od zarania dziejów to historia urażonej dumy i pychy.

Zło pochodzi z wylewających się z serca myśli.

Musi chyba przeminąć to co było, jakaś dawna i stara istota w nas. Czasem chcesz się zmienić, udaje się przez dzień lub dwa, a potem znowu to samo, co wcześniej. Miało być już dobrze, wyszło po staremu. I jak teraz to zło zabić w zarodku?

Nie da się tak szybko.

Czasem ktoś palił przez lata, wstał rano i już nie sięgnął po papierosa. Ktoś przez lata jadł mięso i nagle rano został wegetarianinem już do końca życia. Ktoś zobaczył krzywdę wyrządzoną drugiemu i coś w nim pękło, już nikogo nie krzywdził.

Czasem się zdarza, że gwałtowny impuls nas zmienia, tak nagle.

Nie jest to jednak regułą świata i czymś stałym.

Nawet jeśli chcemy dobrze, chcemy tę starą część siebie unicestwić, ona będzie o sobie przypominać, bo ona jest częścią nas.

Teraz jesteś inny, ale wczoraj jeszcze byłeś taki. Nie minęło za wiele czasu. Stopniowa walka ze sobą, krok po kroku zmienianie siebie, dopiero to da efekty.

To proces, to co było słabością i złe będzie jeszcze o sobie przypominać, upadki będą się zdarzać, trzeba się skupiać na tych zwycięstwach, na tym polega praca nad sobą.

Świat nas zmienia, ludzie nas zmieniają.

Teraz jesteś inny, może za chwilę będziesz lepszy.

Może za miesiąc kogoś poważnie skrzywdzisz, może twoja przemiana potrwa krótko i będziesz kimś jeszcze gorszym.

Może ten, kto teraz cię krzywdzi, za rok i trzy miesiące już do końca będzie nieskazitelny.

Może coś zarówno w tobie, jak i w nim, pęknie.

Jesteśmy ludźmi, jesteśmy nieprzewidywalni. Musimy ciągle dbać o swoje wnętrze. Żadna zmiana, czy to na dobre, czy na złe, nie jest stała.

Na naszym wewnętrznym gnojowisku myśli, brudu serca i poniżenia mogą wyrosnąć kwiaty dobra. Na naszych pięknych, czystych, skąpanych w blasku słońca i zapierających dech w piersiach skałach może nie wyrosnąć nic: ani dobrego, ani złego. Nic, pustka, spalone przez słońce nasiona.

zdjęcie na licencji CC0 pochodzi z: www.pexels.com

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *